W ramach dalszego ciągu noworocznych podsumowań i zimowych spotkań wydarzyły się kolejne chwile, miłe dla Wehikułu i jego Przyjaciół. W trakcie spotkania Rady TZG Wehikuł wręczył „Wejściówkę do Warsu głogowskiego Wehikułu czasu” Zbigniewowi Mazurkowi, a Urszuli Ziębie i Janowi Hłubowskiemu Złote Bilety. Tu trzeba dopowiedzieć, że „Wejściówka” to stopień wyższy Złotego Biletu, przyznawany od ubiegłego roku. Jest to dyplom z okolicznościowym tekstem i rękodziełem autorskiego napoju. W trakcie spotkania Rady (100 % frekwencja – niespotykane wydarzenie z udziałem licznych gości) podziękowania zebrał i Wehikuł czasu.
„Głogów, Ziemia Głogowska i więcej, okiem kamery Zbyszka Lipowskiego” – Wydarzeniem był zorganizowany pod tym tytułem, przez TZG i MOK w Głogowie, wieczór filmowy. W trakcie spotkania, obok przeglądu dorobku filmowego, zaprezentowano również premierowy pokaz filmu „Telemach Pilitsidis”. Autorem zdjęć jest wyżej wymieniony, producentem Ewa i Jarosław Kachnowiczowie, właściciele kliniki „Vita-med”, scenariusz napisał Kazimierz S. Ożóg, a muzykę Mirosław Kuba Kaczmarek.
Na scenie MOK-u Prezydent Rafael Rokaszewicz, Zbigniew Lipowski i Telemach Pilitsidis w trakcie spotkania. (fot. Piotr Gajek)
VI Głogowska Nagroda Historyczna „Złoty Bilet czytelników Głogowskiego Wehikułu czasu” wkracza w fazę decydującą. W najbliższym czasie członkowie Kapituły zaproponują kandydatów i wybiorą Laureata. A poznamy go 24 kwietnia w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Specjalnym gościem Gali będzie wielka dama polskiej literatury, wybitna pisarka i eseistka, dwukrotna laureatka nagrody „Nike” – Olga Tokarczuk.
Doczekała się konserwacji tablica barona Juliena Ch. Rheinwalda, generała francuskiego, Komandora Legii Honorowej, gubernatora Głogowa. Francuz zmarł w Głogowie w 1810 r., na skutek udaru i został pochowany w forcie Stern „Gwiazda”. Na tyle dobrze zapisał się w pamięci mieszkańców, że ci ufundowali i wmurowali w miejscu pochowania na terenie fortu „Gwiazda” tablicę z epitafium. Dotrwała, choć w kiepskim stanie, do początków XXI wieku. Erozja jednak postępowała coraz szybciej. O renowację tego zabytku upominało się TZG i wielu głogowskich regionalistów. Wsparcia udzielali badacze i sympatycy okresu napoleońskiego. Tekst stawał się nieczytelny. Piaskowiec tak ma. Aż przyszedł moment, że Intertrans SA, właściciel terenu, zlecił prace specjalistom. Powtórne odsłonięcie niebawem ….
Płyta barona Juliena Ch. Rheinwalda w trakcie konserwacji.
O mroźnej zimie w przeszłości, w tym o budowie mostu pontonowego przez głogowskich saperów i innych marcowych ciekawostkach
Zapraszam do lektury Wehikułu na stronie TZG i do Niecodziennika „Wehikułu czasu” – https://www.facebook.com/glogowskiwehikulczasu
Wszelkie pytania i uwagi prosimy kierować na adres wehikulczasuglogow@interia.pl
Z lektur Wehikułu
W 780 rocznicę śmierci Henryka Brodatego Wehikuł przypomina i poleca lekturę klasycznej (można mówić – kultowej – w czasach naszych studiów) książki wybitnego historyka średniowiecza.
Benedykt Zientara, Henryk Brodaty i jego czasy, Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1975 – do dziś wznawiana wielokrotnie, więc i dostępna.
Uznany polski mediewista, wybitny znawca Średniowiecza, poprzez biogram księcia Henryka, zaprezentował epokę, w której kształtowały się podstawy polskiej państwowości i następowała kolonizacja niemiecka. Profesor stara się bezstronnie, prowadząc przejrzyście narrację i używając do tego lekkiego języka, wieźć czytelnika przez odległe dzieje.
Jego bohater to prawnuk Bolesława Krzywoustego, wnuk jego najstarszego syna Władysława Wygnańca a ojciec Henryka Pobożnego, który niebawem zginie pod Legnicą z tatarskich rąk. Książę Henryk działał na rzecz zjednoczenia dziedzictwa pradziada. Jak zapisał badacz był „otwarty dla nowych wpływów, w stosunkach z Kościołem oddzielający sprawy wiary i etyki od spraw polityki i gospodarki, łaskawy wobec chłopów, z głębokim szacunkiem opisywany przez mnichów, przez rycerzy ceniony nie tylko jako wódz i polityk, ale i dobry kompan przy stole”. Dał się więc poznać jako wytrawny polityk i gospodarz ale także korzystający z życia doczesnego pełnymi garściami. Dopiero, jak twierdził Jan Długosz „…za zachętą swej żony, świętej Jadwigi, zaczął żyć w celibacie, zapuścił brodę na wzór braci (konwersów) i porzuciwszy wspaniałe stroje błyszczące złotem i purpurą, nosił szaty wełniane i skromne”.
Książę Henryk Brodaty zmarł 19 marca 1238 roku w piątek, w wieku blisko 70 lat w Krośnie Odrzańskim. Trzydzieści lat wcześniej w okresie świąt Bożego Narodzenia podczas uroczystości chrzcielnych najmłodszego syna (Władysława?) na zjeździe w Głogowie gościł wielkich możnych ówczesnego świata. Niektórzy z nich, później obrócili się przeciwko niemu. A z kolei blisko jedenaście lat wcześniej o mało co nie zginął w trakcie zbrodniczych zajść w trakcie zjazdu książąt piastowskich na Kujawach. Wtedy zamordowano Leszka Białego i poważnie zagrożone było życie Henryka i Konrada Mazowieckiego.
W trakcie długiego życia jego drogi wielokrotnie wiodły przez gród nad Odrą. Był mecenasem głogowskiej kolegiaty. Jak twierdzą badacze świadczą o tym m.in. szczegóły wyposażenia podobne do trzebnickich.
Wiele innych interesujących szczegółów można znaleźć w trakcie pasjonującej lektury.
1480, 20.03., rozpoczęło się oblężenie starego zamku książęcego znajdującego się przy Bramie Szpitalnej. Umocniony zamek, ukończono w 1406 roku, w dwa lata po zakupieniu terenu w pobliżu furty św. Jana na końcu ul. Jezuickiej od mieszczan przez ks. Jana I.
W budowli otoczonej podwójnym wałem i rowem mieszkała od lat księżna Małgorzata Cylejska. Po śmierci męża ks. Włodka cieszyńskiego objęła rządy w swojej części księstwa. Tu też stawiała opór atakującemu ks. Janowi II, zwanym Szalonym. Wojsko księcia już 11 marca opanowało dzielnicę Małgorzaty.
Spodziewana pomoc księcia Kazimierza cieszyńskiego, który był wnukiem Małgorzaty, nie nadeszła. On sam próbował organizować pomoc z miejscowych, ale wiele nie wskórał. Oblężenie postępowało w najlepsze. W trakcie ostrzeliwania zamku zastosowano osobliwą amunicję biologiczną. Pociskami słanymi w kierunku celu była padlina, nieczystości i fekalia. Wiadomość o głogowskiej tragedii rozeszła się szybko na Śląsku. Dwa dni później w Wysokiej Cerkwi zebrało się śląskie zgromadzenie stanowe z przedstawicielem króla Maciejem Korwinem na czele. Byli również książęta z Oleśnicy i Legnicy, i delegaci większych miast. Książę Jan nie chciał wysłuchać głosu rozsądku. Przedstawiał swoje argumenty o zagrożeniu ekspansją brandenburską. Mediacja nie dała rezultatu. Oblężenie trwało do 30 kwietnia. Księżna wdowa – Małgorzata Cylejska – opuściła niebawem zamek i udała się do Góry, gdzie osiadła.
A zamek sprzedał później Jan II mieszczanom za 300 guldenów węgierskich, a ci go zburzyli pod nowe zabudowania i umocnienia.
1759, 17.03., wraca do twierdzy by, odpocząć i uzupełnić stany osobowe, korpus pruskiego generała, fryderykowego kawalerzysty, Maurycego Wobersnowa. Kilka tygodni temu wyruszył w rajd po Wielkopolsce, by zniszczyć budowane przez Rosjan magazyny zbożowe i ukarać włodarza pobliskiej Rydzyny, księcia Sułkowskiego. Tego ostatniego już osadzono w głogowskiej twierdzy.
Dziś wraca Wobersnow. Jego korpus nie poniósł strat w bojach, bo nikt naprzeciw silnego korpusu nie wyruszył. Jednak aż ponad pięciuset ludzi zdezerterowało. Przymusowa rekrutacja miała taką cenę. Pruskie oddziały piechoty i szwadrony kawalerii, ciągnąc też działa, dotarły aż za Poznań, gdzie budziły strach i popłoch. Miały osłabić zaplecze zaopatrzeniowe szykujących się do letnich starć kolejnego roku wojny siedmioletniej oddziałów rosyjskich. Rzeczypospolita za bardzo nie protestowała.
A generał Wobersnow znał Głogów, bo stacjonował tu będąc młodym oficerem, kilkanaście lat temu, potem wielokrotnie gościł. A w tym roku zginie w lipcu w krwawej bitwie pod Kijami niedaleko Sulechowa. Ten pruski zagończyk zginął jak żył – na koniu z szablą w ręce – na czele jednego ze swoich szwadronów, osłaniając odwrót pokonanych pruskich oddziałów. Został pochowany w Zielonej Górze.
Artylerzyści pruscy (rys. Adolfa Menzla)
1776, 29.03., w Lesie Miejskim na północ od Głogowa, kończyła się budowa nowej wsi. Zatwierdzana dziś decyzja utworzenia wśród postawionych już dwunastu domostw, karczmy to efekt królewskiego nakazu z 1773 roku. Fryderyk II postanowił po zakończeniu wyniszczających wojen nie tylko odbudowywać zniszczone, ale też budować na Śląsku osady na tzw. surowym korzeniu. A osiedlać w nim miano przede wszystkim oddanych sobie weteranów.
Nowa wieś miała początkowo liczyć 12 posesji. Do każdej z nich przypisano minimum 8 mórg gruntu ornego oraz około 2 morgi łąki. Obszar ten w wielu przypadkach był zalesiony i trzeba było więc po wycięciu drzew teren także wykarczować i przysposobić do uprawy. W przeliczeniu na współczesne miary powierzchni przyjmując za pewnik, że chodzi o tzw. dużą morgę pruską (ok. 0.567 ha) byłoby to ponad 4 hektary pola i 1 hektar łąk. Każda posesja otrzymała wsparcie finansowe państwa w wysokości 150 talarów. Król nie byłby sobą gdyby nie zwrócił uwagi na oszczędności. Do karczowania poręb miano zatrudniać więźniów, a pozyskane drewno sprzedawać. Kiedy plany nie wypaliły, do ciężkich robót skierowano żołnierzy, płacąc im 12 groszy od sągu, czyli ok. 4 metrów przestrzennych drewna.
A królewska komora wojen i domen wyraziła zgodę na nazwanie wsi Głogówko (Glogischdorf). W tym okresie zamieszkało w niej ok. 100 osób, które wiodły spokojny i cichy żywot. Zdrowotne walory otoczenia dostrzeżono i wykorzystano wraz z budową w końcu XIX wieku stacji kolejowej.
Stary dąb w Głogówku, tu na zdjęciu sprzed blisko 100 lat. Cieszył oczy jeszcze w końcu XX wieku.
1814,20.03., w oblężonym Głogowie przebywa od lata ubiegłego roku wybitny polski polityk, Józef Wybicki. Usiłował on w porozumieniu z wysokimi dowódcami francuskimi zbudować sieć informatorów w Wielkopolsce i na Śląsku. Nie bardzo mu to wyszło, a ścisła blokada twierdzy stała się powodem, jak pisał „mego nieszczęścia w oblężeniu…”. Od początku roku trwa otoczona tajemnicą akcja wyprowadzenia z miasta senatora. W jego uwolnienie zaangażowali się na prośbę księcia Czartoryskiego wybitni politycy rosyjscy z otoczenia cara. Sprawa była skomplikowana, bo Wybicki jako poddany króla pruskiego obłożony był anatemą – grzywną i listem gończym.
Komendant twierdzy, generał, baron Laplane otrzymał szczególne wytyczne do opieki nad polskim politykiem. Uzgodnił z oblegającymi wymianę jeńców. Dotyczyło to tym razem przede wszystkim jeńców rosyjskich. Po ich odbiór zgłosił się rosyjski oficer z konnym konwojem. Jak wspominał sam Wybicki, byli to „Baszkirowie”, czyli na pewno kozacy z któregoś pułku pospolitego ruszenia, tzw. opołczenija.
Tak więc w grupie wypuszczanych ośmiu jeńców znalazł się i Józef Wybicki. Konwój otoczony ściśle kozakami, opuścił twierdzę i udał się w kierunku Wschowy. Tam autor Mazurka Dąbrowskiego doczekał się abolicji. Na skutek wstawienia Aleksandra u króla Prus, mógł wrócić do swoich Manieczek. Anulowano i umorzono grzywnę i list gończy.
Przed ratuszem w Śremie, stolicy powiatu, w którym znajdują się Manieczki, stoi od roku 1981 pomnik Józefa Wybickiego. Jego autorem jest Grzegorz Kowalski.
1838,9.03., dziś miało nastąpić apogeum wielkiej powodzi, która nawiedziła ziemię głogowską. „Po bardzo mroźnej zimie, przy niskim stanie wody nastąpiła odwilż. Gruba pokrywa lodowa załamała się i przy Schwusener Grenze osiadła na gruncie. Napływająca kra lodowa, nagromadzając się spiętrzała wodę. Załamały się wały ochronne naprzeciwko szkoły ewangelickiej z kolosami [krą? Wcz] lodowymi przelewała się, zabierając ze sobą te liche gliniane budynki. Nie spodziewano się takiego nieszczęścia i bieda była wielka. 17 osób zginęło, a wśród nich ewangelicki nauczyciel Herman. Woda go zaskoczyła, gdy chciał ratować swój żywy inwentarz. Ze słowami „obejmuję Jezusa” poszedł na dno. Choć odnaleziono wszystkie ofiary, jego ciała nie znaleziono. Wiele osób było odciętych od wszelkiej pomocy, ponieważ powodu ogromnej masy lodu żadna łódka ratownicza nie mogła ich dosięgnąć. Wiele osób było zmuszonych wytrwać w ostrej zimie na pływającej krze zanim dotarła do nich pomoc. Dopiero po tygodniach była widoczna cala okropność tego zniszczenia dokonanego przez wodę. 20 domów razem z zabudowaniami gospodarczymi zniknęło z powierzchni ziemi. Między innymi także ewangelicka szkoła. Ziemia na polach była albo wypłukana albo piaskiem zasypana. Zasiewy były pokryte grubą warstwa piasku. Zamęt był wielki a bieda okropna…” Ten obszerny cytat to fragment „Wspomnienia o dawnym Wilkowie” zamieszczonym przez Tomasza Mietlickiego na portalu:
http://www.glogow.pl/okolice/podstrony/glogowski/wilkow.htm
Jak pisał do Wehikułu Antoni Bok: „…jeszcze dziś puste miejsca i stawki rozrzedzają ulicową zabudowę wsi. Po tamtej powodzi część mieszkańców osiedliła się poza wsią – tak powstała kolonia Nowy Wilków”.
1915, 25.03., na początku drugiego roku Wielkiej Wojny, nastąpiły zmiany i reorganizacja frontowych oddziałów kajzerowskiej armii. Utworzono nowe formacje zasilając je frontowymi pułkami. Wspominamy o tym, by wyjaśnić pojawiające się zapytania i nieporozumienia związane z bitewnymi losami 9 Dywizji. Zmiany dotknęły również przydziału głogowskiego 3 poznańskiego pułku piechoty nr 58. Początkowo trafił do Francji, w ramach macierzystej 17. Brygady Piechoty i 9. Dywizji.
Teraz włączono go w skład utworzonej, trzypułkowej 237 Brygady Piechoty (237. Infanterie-Brigade) w składzie nowej, 119 Dywizji. Brygadę tworzyły 46 i 58 pułk piechoty oraz rezerwowy pułk nr 46. Jako towarzyszące, włączono pododdziały wsparcia.
Głogowski „Kaczmareks regiment no 3“ jak go żartobliwie nazywano w ramach 237. Brygady Piechoty i 119. Dywizji, walczył na froncie wschodnim. Wojnę zakończył na froncie zachodnim w składzie 119 ID. Część pułku pod dowództwem majora Biebracha 100 lat temu, w grudniu 1918 witana była na głogowskim bruku i uroczyście w teatrze.
Pułkowa orkiestra 58 IR, w czasie Wielkiej Wojny na widokówce
1945,13.03., o godzinie 8.00 zaczęło się w mieście piekło lotniczych nalotów, które trwało dziesięć godzin. Autorzy profilu „Bóbr 1945” na fb pisali: „2 Armia Lotnicza generała pułkownika lotnictwa Stiepana Krasowskiego, naprzemiennymi uderzeniami grup samolotów szturmowych (Ił-2) i bombowych (Pe-2), zamieniła miasto w perzynę. Od godziny 10,20 Głogów atakowały maszyny pochodzące z czterech korpusów lotniczych. Nawet samoloty ochrony – myśliwskie Ła-5 wyposażono w bomby. Skutki zmasowanego ataku były przerażające”. Autorzy zapowiadają też druk wspomnień świadka tego dnia, wziętego do niewoli radzieckiej, niemieckiego oficera. Wspomnienia niemieckich mieszkańców miasta publikuje też P. Lewicki w wydanej przez TZG książce „Festung Glogau 1944-1945, Głogów 2008”, (s. 127-129).
Wehikuł już pisał, że od końca lutego nad Głogów samoloty były kierowane nad okrążoną głogowską twierdzę. Startowały z okolicznych lotnisk, w tym w Żarach. Zdziwienie pilotów budził fakt, że po raz pierwszy loty bojowe odbywali lecąc z zachodu na wschód, a nie odwrotnie. Jak wspominał dowódca eskadry „Mongolski Wojownik” 2 gwardyjskiego pułku lotnictwa myśliwskiego, kapitan I. T. Koszelew, podwieszone dwie 50 kilogramowe bomby „zrzucali pikując z wysokości 400 – 600 m”. Po pozbyciu się ładunku burzącego „strzelali do okien budynków, gdzie bronił się nieprzyjaciel. Ostrzeliwali również ogniem karabinów maszynowych pozycje artylerii i moździerzy.”
Natomiast nic z tego koszmarnego dnia nie zapisał w swoich wspomnieniach „Szesnastolatka na wojnie” Hans-Joachim Jaeschke, uczestnik tych wydarzeń.
Dopełnił się los zniszczonego Starego Miasta, Ostrowa Tumskiego i nowych dzielnic wzdłuż głównych traktów.
Akwarela namalowana po nalocie i pożarze miasta 13 marca 1945 r., przez obergefreitra Helmuta Pommenkeninga. Praca została zaprezentowana po raz pierwszy na wystawie „Głogów na kartach pocztowych” w Muzeum w Zamku Książąt Głogowskich w lutym 1992 r. (ze zbiorów TZG)
1947,22.03., kierownik Powiatowego Zarządu Drogowego wykonując polecenie Starosty zebrał informacje o stanie zagrożenia minowego w mieście i powiecie. Według jego oceny, mimo dwóch lat rozminowywania, w dalszym ciągu duża część powiatu jest niedostępna, a wejście tam grozi śmiercią lub kalectwem.
W mieście najgroźniejsze miejsca to Park miejski, okolice szpitala przy ul. Kościuszki, stadion, powierzchnie wzdłuż dróg wychodzących z miasta i obszar „wzdłuż rowu przeciwczołgowego wokół miasta, który to rów przecina drogi i dla zasypania go należy brać ziemię w dole znacznej odległości od drogi – dlatego też takie miejsca winny być badane i rozminowane na znacznej odległości od drogi” – pisał kierownik Nowicki.
Zaminowane są jeszcze tereny wzdłuż dróg państwowych – dzisiejszej nr 3 (Polkowice-Nowe Miasteczko) i nr 12 na prawym brzegu Odry. Tam jeszcze można w tym czasie spotkać napisy w języku polskim i rosyjskim – „Uwaga. Miny!”
1986, marzec, Zima powoli ustępowała. Odrą spływała kra, a woda wezbrała i rozlała się od wału do wału. 6 pułk pontonowy (JW 1527) został włączony do ćwiczenia pod kryptonimem „Ziemia 86”. Ćwiczyła, rozwinięta mobilizacyjnie 2. Dywizja Zmechanizowana. Generał Zdzisław Barszczewski, historyk polskich saperów, w jednej ze swoich prac pisał:
„W tej sytuacji rzut awangardowy 6 pułku, 1. batalion pontonowy, nie był w stanie własnymi siłami urządzić przeprawy mostowej. Dlatego też pułk został wzmocniony kompanią pontonową z 5. Batalionu saperów 4. DZ oraz 2. Batalionem saperów ćwiczącej dywizji, który dzień wcześniej wybudował na brzegu wyjściowym odcinek mostu niskowodnego o długości ok. 100 m. Pułkiem dowodził wówczas ppłk Henryk Żaba, a kierownikiem budowy mostu kombinowanego został jego zastępca ds. liniowych mjr Marian Dąbrowski. Naprowadzanie mostu na samej rzece (wstęgi mieszanej) nie nastręczało większych trudności. Problemy zaczęły się na terenie zalewowym, gdzie głębokość wody miejscami była nie większa niż 30 cm i odcinki mostu z parku PP.64 (wstęgi pojedynczej) trzeba było wprowadzać w jego oś za pomocą [gąsienicowych -Wcz] PTS. Ich łączenie na płytkiej wodzie nastręczało też poważnych trudności. Pomimo wszystko, most kombinowany o ogólnej długości 565 metrów, w tym części pływającej 465 m, został zmontowany w czasie 4. godz. 25 min. Przeprawa ćwiczących wojsk mogła się odbywać normalnie. Pontonierzy i saperzy spisali się dzielnie. W trudnych warunkach zadanie wykonali dobrze”.
Park pontonowy polskiej produkcji i konstrukcji typu PP-64, trafił na wyposażenie pułku w latach siedemdziesiątych XX wieku. Z jednego kompletu parku PP-64 można było zmontować most: 180 metrów pod obciążenie 40 ton, tzw. wstęgi pojedynczej. Długość ulegała zmianie w przypadku stosowania innych parametrów. Pułk użytkował etatowo 4 takie parki.
(Garnizon Głogów. Historia-teraźniejszość-przyszłość, Głogów 2011)
Pontonierzy w trakcie budowy przeprawy
1982,2.03., ujawniono w mieście ulotkę informującą o utworzeniu organizacji młodzieżowej „Niezależny Związek Młodych Polaków – Przyszłość”. Na kartce formatu A-4 ogłoszono istnienie organizacji zrzeszającej młodzież uczącą się i pracującą oraz napisano też m.in., że Związek powstał jako „protest wobec pozbawiania młodego pokolenia perspektyw życia w godności”.
Znalezisko stało się podstawą energicznych działań miejscowej Służby Bezpieczeństwa, która przekazała informacje do Legnicy. Rozpoczęły się też działania na terenie województwa. Założono bowiem, że „na terenie Głogowa lub w innym mieście województwa legnickiego działa organizacja w środowisku młodzieżowym co stanowi zagrożenie …”
Jeszcze w tym miesiącu (21.03) patrol zatrzymał w Lubinie ucznia miejscowego I LO. W trakcie przesłuchania młody człowiek potwierdził, że na terenie miasta powstała niedawno taka organizacja. Jej członkowie rozpoczęli działalność od sporządzenia ulotki – biuletynu informacyjnego. Wśród odbiorców znaleźli się uczniowie lubińskich szkół pochodzący też i z innych miejscowości, stąd taka ulotka trafiła także do Głogowa.
Z materiału sprawozdawczego znajdującego się we wrocławskim archiwum IPN wynika, że założyciele zostali skazani na kilkumiesięczne kary pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem na czas 3 lat i dozór kuratorski.