Wchodzimy w rok jubileuszowy – 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej i przybycia na tę ziemię Polaków.
80 lat temu w styczniu 1945 r. nad Odrę trafił walec wojenny. Rozbijane i spychane w trakcie ofensywy styczniowej Armii Czerwonej oddziały Wehrmachtu na Dolnym Śląsku łapią chwilowy oddech. Kilka miesięcy później, ale jeszcze przy dużych kosztach ludzkich i materialnych, następuje koniec tej straszliwej wojny. Głogów został zdobyty na miesiąc przed kapitulacją III Rzeszy. Potem rozpoczęła się odyseja milionów ludzi.
Ukazujące się w coraz większej ilości opracowania i wspomnienia niemieckie czy kolejne prace polskie oparte na badaniach w dostępnych archiwach pozwalają poszerzać naszą wiedzę o najnowszej historii Głogowa. Będziemy przypominali jubileuszowe wydarzenia w odpowiadających im miesiącach Wehikułu czasu.
Ostatnie chwile wojennego Głogowa. Zdjęcie lotniczego zwiadu 80 lat temu
Natomiast w ostatnim miesiącu minionego roku zarejestrowaliśmy kilka interesujących faktów. Celem utrwalenia w zbiorowej pamięci piszemy także o nich.
4. Głogowski Batalion Inżynieryjny, aktywnie uczestniczący w likwidacji skutków katastrofalnej letniej powodzi, ma swój udział w szybkim oddaniu do użytku tymczasowego mostu na Osobłodze w Krapkowicach (woj. opolskie), który od 23 grudnia 2024 r. służy już mieszkańcom. Budowa trwała 28 dni. Nowy most wojskowej konstrukcji DMS-65 zastąpi stary, zniszczony przez powódź, na drodze krajowej 45. Ma nośność do 10 ton i długość 39 m. Wyeliminował kłopotliwe objazdy na trasie Opole-Racibórz. Po pierwszych dniach użytkowania okazuje się, że nie jest przestrzegane ograniczenie nośności do 10 ton. Most może zostać „rozjechany” przez ciężarówki.
Most na Osobłodze (fot.Tygodnik Krapkowicki)
W reprezentacyjnej Sali Królewskiej Akademii Rycerskiej w Legnicy 18 grudnia 2024 r. wręczono Nagrodę „Legnicka Książka Roku 2023”, która powędrowała do Stowarzyszenia „Pamięć i Dialog” za pracę „Tadeusz Gumiński: życie, dzieło, pamięć”. Statuetkę projektu Katarzyny Bułki-Matłacz odebrał redaktor i inicjator wydawnictwa dr Marek Żak. Wehikuł czasu ma powody do satysfakcji, bowiem uczestniczył w pracach zespołu redakcyjnego i napisał kilka artykułów. Jeden z nich analizuje i opisuje wątki głogowskie w olbrzymim dziele T. Gumińskiego, jakim był jego „Dziennik” pisany przez kilkadziesiąt lat.
Czy Grębocice wrócą do powiatu głogowskiego? Na ostatniej sesji Rada Gminy podjęła uchwałę o rozpoczęciu konsultacji społecznych. Za podjęciem działań głosowało 13 radnych przy 1 głosie sprzeciwu i 1 wstrzymującym. Inicjatywa grębocicka wywołała lokalną burzę. Poczekajmy do marcowych konsultacji, które odbędą się w trakcie zebrań wiejskich.
Gmina Grębocice a powiat głogowski (fot. UG Grębocice)
Pomnik Bolesława Chrobrego w Głogowie coraz bliżej. Najwyżej, spośród 10 projektów, Jury, któremu przewodniczy artysta plastyk Małgorzata Maćkowiak, oceniło pomysł artysty rzeźbiarza z Poznania – Rafała Nowaka wraz z zespołem. Jego Bolesław Chrobry siedzi na tronie ozdobionym symbolami, oparty jest na mieczu. Jak będzie ostatecznie wyglądał pomnik, który stanie w Głogowie, nie wiemy, bo jeszcze brak informacji o skierowaniu do realizacji i proponowanych korektach czy uzupełnieniach.
Minęła właśnie w grudniu 10. rocznica objęcia głogowskiej prezydentury przez Rafaela Rokaszewicza. Tym samym staje się najdłużej pełniącym ten urząd w polskim Głogowie.
2014-12-08, Zaprzysiężenie prezydenta R. Rokaszewicza (fot. P. Dudzicki)
Z racji postępujących decyzji przybliżających budowę nowej przeprawy i obwodnicy miasta, jeszcze raz, niżej, przypominamy zdarzenie ze stycznia 1948 roku, będące przyczynkiem do historii głogowskich mostów po wojnie.
Z lektur Wehikułu (143)
Wkraczamy w rok jubileuszowy – 80-lecia zakończenia wojny i wielkiej wędrówki ludów w Europie Środkowej.
Czas na poznawanie zdania drugiej strony. Mimo upływu kilkudziesięciu lat, licznych publikacji, dwustronnych wspomnień, wspólnych konferencji i wystaw (także i w Głogowie), temat ten budzi wciąż emocje. Dzięki inicjatywie samorządowej i osobistemu zaangażowaniu starosty prudnickiego, na Opolszczyźnie ukazała się po polsku niezwykła powieść. Ponieważ finansowana była w ramach projektu krajowego i unijnego, nie mogła trafić do komercyjnego kolportażu, bezwzględnie egzekwowano zapis – „egzemplarz bezpłatny”. Dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności jeden z nich trafił do Wehikułu czasu, choć niestety tylko na chwilę.
Harry Thürk, Lato umarłych snów,M. Domino (tłum.), Prudnik 2015
Jak piszą na stronach lokalnych prudniczanie
(…) autor, Harry Thürk, też urodził się w Białej Prudnickiej. Przed wojną pracował w Prudniku na kolei, potem, wciąż jeszcze jako młody chłopak, trafił w szeregi Wehrmachtu. W 1945 roku zdezerterował ze swojego czołgu pod Dreznem i, kierując się na Pragę, powędrował w kierunku rodzinnych stron. Razem z dwoma spotkanymi po drodze byłymi żołnierzami szedł przez opustoszałe wioski u podnóża Gór Opawskich. Większość mieszkańców umknęła przed Armią Czerwoną do Czech i dopiero teraz zaczynała wracać do swoich domów.
Napływający do zrujnowanego miasta Polacy, choć jeszcze inspirowani plotkami, że to będzie pobyt tymczasowy, chcieli osiąść w godnych warunkach. Odbywało się to wielokrotnie kosztem poprzednich obywateli. Tych, którzy tu pozostali, czy jak nasz Autor wracali. Wysiedlono ich do kilku zrujnowanych i wyszabrowanych bloków na odcinku między rzeką Prudnik a skarpą oddzielającą ten teren od Rynku. Zagęszczone do granic wytrzymałości getto było pozbawione możliwości ucieczki. Z jednej strony rzeka, a z drugiej tylko trzy wyjścia blokowane posterunkami z bronią: „jeden na trasie z fabryki obuwia do budynku dzisiejszego muzeum, drugi przy tunelu koło muzeum, trzeci koło schodów prowadzących na Rynek”.
Autor spędził tu kilka miesięcy. Potem trafił do Niemiec, do NRD. Tam stał się dzięki talentowi i pracy nad sobą wziętym dziennikarzem, autorem książek i tłumaczem. Głównie zajmował się tematami Azji. Jednak, jak pisze w zamieszczonych w książce tekstach, obrazy z Prudnika w 1945 roku cały czas miał przed oczami. Zachowywał je w notatkach i pamięci, by przelać na karty książki w czasach już, kiedy można było pisać.
Autobiograficzna, ale jednak powieść Thürka, nie jest literaturą faktu. Czy jednak mimo jego starania o obiektywizm jest subiektywna?
Autor przedstawia czy kreuje literacko sylwetki swojego otoczenia. Znajdują się tam: ślepy inwalida, prawie jak wieszcz, nauczyciel będący dla swoich uczniów guru i przewodnikiem; jest tam Niemiec (pół Żyd), Niemka Cyganka, Górnoślązak, w dzień polski milicjant, w nocy dla niemieckich znajomych swój chłop – Polak był przyjacielem. Na Górnym Śląsku zawsze się miało przyjaciół Polaków, czasem Czechów no i Niemców – co za różnica skoro się żyło na pograniczu?
Jednak ten ostatni chce zostać tu, czyli obecnie w Polsce. Z bohaterem do Niemiec ma zamiar uciekać Polka Marlena, do niedawna niemiecka niewolnica przymusowa. Pojawia się Polak morderca i oprawca, ale są i inni „dobrzy” Polacy. W tym tyglu narodowości, emocji i wydarzeń gotuje się powojenna rzeczywistość. A natykamy się podczas lektury na takie zwroty, kiedy mówi jeden z bohaterów, Niemiec o Polakach:
(…) cholerna sprawa z tymi milicyjnymi nicponiami. Większość z nich to szelmy. Zepsute przez wojnę i okupację. Nienauczone niczego poza podłością i perfidią. Zrozumcie to, polską inteligencję prawie wybito. To żałosne, ale rządzi hołota. Codziennie przybywają repatrianci, wraz, z którymi przysyłają tu nowych kanciarzy. Była wojna, która nauczyła tych ludzi najbardziej podłych sztuczek, jakie pomagały im w zwędzeniu czegoś do żarcia albo ubrania. Wierzcie mi, to przez wojnę. A teraz mamy to wszystko na głowie (…).
Książka w środowisku polskim „wywołała falę krytyki, jak również pokazała, że demony czasu silnie jeszcze i dziś, pomimo upływu ponad 70 lat od zakończenia II wojny światowej, oddziałują na ludzi, mieszkańców Ziemi Prudnickiej”. U historyków, polityków czy ludzi kultury wyzwoliła potrzebę powrotu do rzetelnych badań nad przeszłością z połowy ubiegłego wieku. Mimo wywołanych emocji była potrzebna.
Podobnie zaraz po wojnie, (choć bez wielkich emocji i rozgłos publiczny był mniejszy), mogło być w Głogowie. Swoiste getto już w kwietniu 1945 r. utworzono w stosunkowo najmniej zniszczonych blokach koszar Hindenburga, dziś częściowo jeszcze istniejących obok wybudowanego na północnym fragmencie dotychczasowego terenu Centrum Handlowego. Tam w ciężkich warunkach zgromadzono pozostałych przy życiu i nieskierowanych do więzień czy łagrów kilkuset głogowskich Niemców. Jeden z nich pisał dziennik, który trafił do Muzeum Archeologiczno-Historycznego. Przetłumaczony i opracowany przez prof. Małgorzatę Konopnicką i Jarosława Helwiga opublikowany został w pokonferencyjnym wydawnictwie „Glogau 1945, upadek twierdzy”, wydanym w 2015 roku. Jest świadectwem tamtych czasów i gehenny ludzi. A Wehikuł czasu omówił go w „Lekturach wehikułu” w lutym 2016 r. (8/84). Przy okazji polecamy i lekturę tego tomu (do zdobycia jeszcze chyba w muzealnym kiosku w Zamku).
I jeszcze o prezentowanej książce Harry’ego Thürka. Jest dostępna, (choć z trudem), na polskim rynku czytelniczym. Internet pomoże chętnym chcącym dowiedzieć się o tym, co dotknęło dawnych mieszkańców Śląska, bo nie tylko Polacy poznali ból wysiedlenia, brutalnego odosobnienia i przesłuchania, przymusowych prac, chorób i wycieńczenia.
Pocztówka ze Śląska (25)
Przy drodze np. z Głogowa do Wałbrzycha, znienacka pojawia się ogrodzony teren z charakterystyczną bramą wjazdową. Z daleka nawet krótkowidz odczyta napis „Arbeit macht frei” – Praca czyni wolnym. To teren muzeum pamięci po niemieckim obozie koncentracyjnym Gross–Rosen, który istniał tu w latach 1940–1945. A pobliska miejscowość to Rogoźnica.
Rozpoczynający się rok, 80 lat temu był najtragiczniejszym w historii tego miejsca kaźni. W srogą zimę hitlerowcy rozpoczęli ewakuację. Trafiali tu też na etapową przerwę konwojowani więźniowie z obozów na terenach wschodnich.
Jak dowodzą późniejsze wyliczenia, Niemcy zamordowali w czasie II wojny światowej blisko 40 tysięcy osób, w obozie centralnym i jego wielu filiach. Dwie były w okolicach Sławy.
Na ścianie pamięci nazwy podobozów i filii ponurego Gross Rosen
1745, 9.01., przeprowadzono spis mieszkańców. Według tych danych stwierdzono, że w mieście znajdowały się 6323 osoby. Autor zapisu podkreślił, że – „(…) bez wojska”.
1880, 10.01., Liegnitzer Stadtblatt opisuje zjawisko, które trwa w najlepsze na moście kolejowym Głogowie. Z przeprawy korzystają piesi i pojazdy kołowe. Zdarzają się nie tylko przypadki najechania, ale również panicznego zachowania przestraszonych koni. Dlatego też zarząd kolei, na wniosek lokalnych władz miejskich i powiatowych, zainstaluje na przejeździe przez most na Odrze widoczną z daleka i oświetloną wieczorem stację sygnalizacyjną, zapowiadającą przejazd pociągów przez most kolejowy, aby odpowiednio wcześnie ostrzec pojazdy jadące przez most i spowodować ich zatrzymanie, zapobiegając w ten sposób wypadkom.
Most kolejowy w roku 1858 (widokówka)
1885, 15.01., kapelmistrz miejscowego teatru Frenzel będzie obchodzić swój benefis. Zaskoczy widzów i gości skomponowaną przez siebie operą „Der vierjaehrige Posten”. Pan Frenzel dał się już poznać, jako kompozytor uwertury „Des Kriegers Heimkehr” („Powojenny powrót do domu”), która zdobyła powszechne uznanie. Jego wspomniana opera spotkała się z przychylnym przyjęciem zarówno we Freibergu, jak i w Brandenburgii, gdzie była kilkakrotnie wystawiana.
1913, 17.01., komendant głogowskiej twierdzy (Festungkommandant), generał-major Friedrich Konstantin Heinrich von Kalckstein (1853–1923), który niedawno został odznaczony Orderem Czerwonego Orła 2 klasy z Liśćmi Dębu, według doniesień prasowych, zamierza zrezygnować ze stanowiska 1 kwietnia tego roku. Generał kończy w tym roku 60 lat, więc niechybnie wybiera się na emeryturę. Notatkę dolnośląskiej gazety potwierdziło życie.
1918, styczeń,w wytwórni krochmalu (uliczka do dziś nosi nazwę Krochmalna) stwierdzono sabotaż. W maszynie ucierającej ziemniaki znalazł się kamień, który zniszczył urządzenie. Zdarzenie zakwalifikowano jako sabotaż dokonany przez zatrudnionych tu jeńców wojennych. Dwóch angielskich jeńców wojennych o nazwiskach: Mark i Kannedy zostało skazanych przez sąd polowy w Głogowie na karę po dziesięć lat więzienia. Na szczęście dla jeńców wojna skończyła się jeszcze w tym roku.
Jeden z budynków dawnej krochmalni w 2022 r. [Fotopolska]
W 1925, sto lat temu, mieszkaniec podgłogowskiej wsi H. Kiersch uzyskał koncesję na otworzenie linii komunikacyjnej na linii Głogów – Przemków. Jeden z przystanków, widoczny na zdjęciu, znajdował się na głogowskim rynku. Linia autobusowa prosperowała na tyle dobrze, że w roku następnym wydłużono ją do miasta Szprotawy.
Przystanek autobusowy na rynku (zbiory TZG)
1945, styczeń,zostaje wyprowadzony z głogowskich koszar 54. zapasowy batalion grenadierów i sztab 352. zapasowego pułku grenadierów, w skład którego wchodził. Jednostka została skierowana do obrony Brzegu.
Jak wspomina generał Hans von Ahlfen w wydanej wreszcie po polsku książce wspomnieniowej „Walka o Śląsk 1944/1945” (Wydawnictwo Dolnośląskie 2009) – docierają do Głogowa resztki „wędrującego kotła”: – dowództwo XXIV i XL Korpusu Pancernego, resztki 16 i 17 Dywizji Pancernej, 6 i 45 Dywizji Grenadierów Ludowych, 17, 72, 88, 214, 291 i 342 Dywizji Piechoty, oddział zaporowy von Ahlfena, oddziały wojskowe pozadywizyjne, służby zaplecza, obrony przeciwlotniczej i personel naziemny Luftwaffe. Z resztek tych oddziałów komanda zaporowe formują 22 bataliony Wehrmachtu, ale nie zostają one włączone do obrony Glogau, jak chciała dotychczasowa historiografia, tylko trafiają do odtwarzanego systemu obrony Śląska.
88 Dywizja Piechoty w styczniu 1945 traci dwóch dowódców: generała leutnanta, hrabiego Georga von Rittberga, który 13.01. dostał się do niewoli w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego. Jego następca, płk Anders dostał się do niewoli 27 stycznia już nad Odrą. Berlin, jeszcze nie wiedząc o losie dowódcy, mianował go 30 stycznia do stopnia generała majora.
17 Dywizja Piechoty, jednego z najmłodszych generałów Wehrmachtu – Maxa Sachsenheimera – odradza się z „pozbieranych resztek i pozostałości 88 i 291 DP”, które przedarły się w wędrującym kotle pod głogowskie mosty. Generał był rozważany na stanowisko komendanta twierdzy. Jednak na początku stycznia odwołany został do przeprowadzenia operacji w zakładach chemicznych w Brzegu Dolnym.
1948, 2.01., oddano do użytku tymczasowy most drogowy nad głównym nurtem Odry. Już w poprzednim roku widok zestawianego przęsłami na brzegu wzdłuż rzeki i naciąganego na podpory mostu wojskowego budził nadzieję na szybsze i bezpieczniejsze połączenie z prawym brzegiem. To nic, że był wąski. Samochody jednym pasem ostrożnie przejeżdżały, a piesi bezpiecznie przechodzili na drugą stronę rzeki. Chociażby do najbliższego pociągu odjeżdżającego ze stacyjki Odrzycko. Od wschodniej strony przyczółek był obsadzony całodobowym posterunkiem ochronnym.
Tymczasowy most drogowy.
1950, 2.01., w bocznym skrzydle głównego gmachu szpitala przy ul. T. Kościuszki zaczęła działać Stacja Pogotowia Ratunkowego. Założycielką była dr Lucyna Ludwiczakowa, która też była jej pierwszą kierowniczką i lekarzem dyżurnym.
Głogowscy lekarze w trakcie pochodu pierwszomajowego w 1957 roku. Pierwsza z prawej dr L. Ludwiczak (zbiory E. Bogusz)
1979, 17.01., głogowianin, który w tym dniu nabył w kiosku „Ruchu” dzisiejszy, noszący już numer 12, egzemplarz „Gazety Robotniczej”, a jeszcze był mieszkańcem budującego się „Kopernika”, po przejrzeniu tekstów albo się ucieszył, albo cicho przeklął. Autor oznaczony (KZ) donosił, że „w tym roku przystąpi się w Głogowie do rozbudowy centrali o 2 tysiące numerów i układania kabla telefonicznego, który połączy miejską centralę z osiedlem Kopernik, co umożliwi założenie w tym osiedlu kolejnych telefonów”.
Tu przypomnijmy, że centrala mieściła się w tzw. „starej poczcie”, poniemieckim budynku z końca XIX wieku. Zakończymy jednak nieoptymistycznie. W tym roku, (1979) zainstalowanych miało być tylko 200 numerów. „Pozostałe 1800 podłączone będą dopiero w przyszłym roku (1980)”.
Dzisiejszy Czytelnik Wehikułu spojrzeć może na leżący obok komputera telefon, z którego może dzwonić do wszystkich swoich znajomych, bo każdy ma podobny.
Budynek Urzędu Poczty w latach 60 wieku, kiedy obok usług telekomunikacyjnych świadczone były też usługi pocztowe (zbiory E. Bogusz)
1986, 14.01., do koszar 6 pułku pontonowego na stanowisko starszego lekarza przybył por. lek. A.O. Po kilku latach służby w pułku oficer nie powrócił z urlopu wypoczynkowego. Jak się później okazało, zbiegł do Kanady, gdzie poprosił o azyl i zamieszkał wraz z żoną (pielęgniarką z pułku). Miał otrzymać zaoczny wyrok skazujący na 10 lat odosobnienia.
Przypomnijmy, że jednym z poprzedników obecnego 4 batalionu inżynieryjnego był, działający tu w latach 1967–1995, 6.warszawski pułk pontonowy (JW 1527).