Minął czerwiec – miesiąc wyjątkowych, jubileuszowych wydarzeń kulturalnych.
XXV Głogowskie Konfrontacje Literackie przeszły do historii. Gwiazdą była Dorota Masłowska, autorka bestsellerowego debiutu „Wojny polsko – ruskiej pod flagą biało – czerwoną” i laureatka Literackiej Nagrody NIKE 2006. Obok niej dzieliły się ze słuchaczami swoją twórczością Marta Podgórnik i Justyna Kopińska. W ruinach kościoła św. Mikołaja odbył się koncert muzyki celtyckiej, w MOK recital Magdy Umer. Tradycyjnie poezja też królowala „pod gwiazdami” na dziedzińcu Zamku.
Zakończyła się STACHURIADA 2019. W jej ramach odbył się XIV Przegląd Piosenki Poetyckiej „Wyśpiewać Poezję” czy konkurs Nocny Turniej Jednego Wiersza „O biały dym lokomotywy”. Jednak wydarzeniem było piątkowe spotkanie – filmowe i muzyczne wspomnienia z udziałem Elżbiety Adamiak, Andrzeja Garczarka, Jerzego Dębiny, Marka Gałązki oraz Zbigniewa Rybki. Koncert Mirosława Czyżykiewicza. Wyjątkowy też był emitowany film dwóch Zbigniewów – Lipowskiego i Rybki – „Pod wielkim dachem nieba”.
Kadr tytułowy filmu dzięki uprzejmości pani Dyrektor GOKiS w Kotli, Iwony Adamczak.
Jubileuszowe X imieniny Jana połączyły solenizantów, polityków, przybyło kolejne drzewo. Tym razem posadzono dąb podarowany przez społeczność Zbaraża.
Wakacyjne glogoviana – rozpoczęły się wakacje. Wehikuł czeka więc na wakacyjne glogoviana – Wasze zdjęcia prezentujące miasto i ziemię głogowską w Polsce i zagranicą. Taką opowieścią jest przypominany tekst o początkach piłki nożnej, bo 14 lipca 1894, 125 lat temu, padła pierwsza bramka w historii futbolu dwóch krajów – O pasji i pamięci – młodym piłkarzom nie tylko Chrobrego i Pogoni Lwów … o zdobywcy pierwszego gola w historii polskiej piłki nożnej.
Lato w Twierdzy – po raz kolejny. Tym razem od 8 do 20 lipca odbędzie się m.in. piesza wycieczka ekstremalna poza miasto, warsztaty piekarskie, dzień z policją czy odwiedziny w wodociągach. Tradycyjnie zwiedzac będzie można niedostępne na co dzień podziemia, czy wyjechać ww atrakcyjne miejsca regionu.
Na koniec pro domo sua, czyli we własnej sprawie. Przebojem, zyskująca miejsce na mapie działalności społecznej Głogowa, Fundacja Owoc Głogu ustanowiła wyróżnienia o nazwie Gaja 2019. Kapituła pod przewodem niezmordowanej Ani Hamzy (znanej też jako Józefowicz) przyznała Gaję – w kategorii sztuka – wybitnej głogowskiej artystce Małgorzacie Maćkowiak. Nie tylko piszący te słowa kocha mandale we wszystkich kolorach niebieskich. Natomiast w kategorii historia dostrzeżono autora Wehikułu czasu. Dziękuję.
Logo Fundacji
Z lektur Wehikułu
Dziś wyjątkowo nie książka, a artykuł naukowy. Okazją może być 250 rocznica bitwy pod nieodległymi Kijami w okolicy Sulechowa.
Mirosław Grzegorz Przeździecki, Działania wojenne poprzedzające bitwę pod Kijami 23 lipca 1759 roku , Studia Podlaskie VI, Białystok 1996, s.175-186 [Głogów – s. 180 przyp. 35, s. 182]
http://pbc.biaman.pl/Content/31902/StPodl6.pdf
Autor opisuje, głównie na podstawie źródeł i opracowań rosyjskich, sytuację w lipcu 1759 roku w zachodniej Wielkopolsce, południowej Brandenburgii i północnej części Śląska. A jak mówi tytuł, w przeddzień bitwy stoczonej 23 lipca 1759 r. pomiędzy korpusem pruskim gen. Wedela, a armią rosyjską gen. Sałtykowa. Rosjanie natomiast mówią o bitwie pod Pałckiem, rzadziej Sulechowem. Lipiec był więc bardzo gorącym miesiącem. Dotyczył też głogowskiej twierdzy, która była celem dla obydwu stron. Prusacy chcieli wzmacniać tu swój potencjał. Rosjanie zdobywając ją, zyskaliby potężną bazę logistyczną.
Wbrew zapowiedziom autor relacjonuje i czas bitwy. I dobrze. Wspomina bohatera Wehikułowych opowieści, generała Wobersnowa. Ten zagończyk Fryderyka II, były oficer 37 regimentu z Głogowa, zginął w toku działań odwrotowych. Kierował walkami osłonowymi i jak zwykle był w pierwszej linii. Został pochowany w Zielonej Górze.
Straty Prusaków były poważne – zginęło 4220 żołnierzy, 605 dostało się do niewoli, a 1400 zdezerterowało do Rosjan. Wedel stracił również 14 dział, 3 sztandary i 4 znaki pułkowe. Rosjanie zaś w rannych i zabitych stracili około 4600 żołnierzy.
Wehikuł, polecając lekturę, zachęca też do wycieczki śladami bitew wojny siedmioletniej, bo niedaleko i Kostrzyn.
Pamiątką po wojnie siedmioletniej na ziemi głogowskiej jest m.in. chorągiewka na kościele w Wilkowie z datą odbudowania wsi po zniszczeniach wojennych. (fot. T. Mietlicki)
1297, 14.07., książę Henryk III wydał mieszczanom głogowskim zgodę na wystawienie kolejnych kramów w Rynku. Już od lat funkcjonują tam kramy i jatki. Dochody z trzech jatek i sześciu kramów piekarniczych od 1281 roku posiada wójt Ludolf. W Rynku powstaje więc zabudowa handlowa. Jej średniowieczne początki widać do dziś.
Zarys odkrywek archeologicznych z 2008 roku. (fot. Wehikuł czasu)
1615, 2.07., Miasto rosło i rosło… Powiększanie miasta ma długie tradycje. Kiedy Głogów nie był jeszcze twierdzą, władze miasta dokładały starań, by powiększać jego obszar. Kwitły więc przedmieścia, a kiedy pojawiła się okazja – tak właśnie jak tego dnia – kupiono dobra w pobliżu Żarkowa i Nosocic.
Ilustracją jest fragment mapy z epoki, przechowywanej w Zespole – Królewski Urząd Księstwa Głogowskiego – w Archiwum Państwowym w Zielonej Górze. Na wybranym fragmencie widzimy znajome kształty obwarowań głogowskich w części południowo–wschodniej. Tu przed wyburzeniem przedmieść i wzniesieniem umocnień twierdzy wokół dotychczasowych murów miejskich. Dokładnie widoczna zabudowa przedmiejska z kapliczką św. Mikołaja. Odrębną ilustracją na mapie jest wizerunek Bramy Polskiej z barbakanem, którą przy przebudowie umocnień rozebrano.
1664, 16.07., dziś podczas burzliwego posiedzenia stanów (być może na głogowskim zamku?) zmarł nagle na atak serca Andreas Gryphius. Syndyk stanów księstwa głogowskiego tu się urodził i tu pobierał pierwsze nauki. Miał zaledwie 48 lat. 14 lat wcześniej powrócił do rodzinnego Głogowa po zagranicznych studiach i wojażach (m.in. dwuletnim pobycie we Wschowie, gdzie się ożenił). Uznany już wówczas dramatopisarz i poeta, objął tu zaoferowane mu stanowisko syndyka stanów ziemskich księstwa głogowskiego, co polegało na reprezentowaniu i zabezpieczeniu ich prawnych interesów.
Była to ważna funkcja (do której wszakże miał przygotowanie na gruncie studiów prawniczych), ale i stresująca, a nawet niebezpieczna. Gryphius znalazł się bowiem w centrum sporów polityczno-wyznaniowych, a reprezentował interesy księstwa, będące – najogólniej mówiąc – przeciwne interesom cesarskiego Wiednia. Obok utworów dramatycznych, zebrał i opracował akty prawne dotyczące przywilejów księstwa głogowskiego od l490 roku. (Glogauisches Fürstenthumbs Landes Privilegia, wydane w Lesznie). Zachowane do dziś, są poważnym źródłem wiedzy o wczesnonowożytnej ziemi głogowskiej i jej szlachcie. Andreas Gryphius był więc zapracowanym syndykiem, ojcem rodziny, poetą i dramatopisarzem (po godzinach….) – i jeszcze wiele jego aktywności można by wymienić. Z pewnością za dużo dla kogoś, kto tak miał za sobą żywot nazbyt często wypełniony poniewierką i traumatycznymi wydarzeniami. Dramatyczne momenty zdarzały się mu również w ostatnich kilkunastu latach życia. A jeszcze był cholerykiem… Pozostaje więc stwierdzić: 16 lipca 1664 roku serce nie wytrzymało.
Na nagrobku umieszczono łacińską sentencję, która w polskim tłumaczeniu (A. Królak) brzmi: „Zawsze za wcześnie umierają Ci, którzy są twórcami nieśmiertelnych myśli”. Autor sentencji nie pomylił się: strofy głogowianina okazały się nieśmiertelne, skoro przetłumaczone zostały na wiele języków świata.
W rodzinnym mieście poety nie ma od dawna nagrobka lub innych śladów twórcy, którego imię tak jest związane z Głogowem (nad Odrą), jak Szekspira ze Stratfordem (nad Avonem). Nie ma tu także swojej ulicy. Wprawdzie jest festiwal i (teoretycznie) teatr jego imienia. Było kiedyś popiersie nad wejściem do Teatru – przetrwało wojnę, ale nie dotrwało do dzisiejszych czasów. Zostało jak widać na zdjęciu z pietyzmem odtworzone.
A jeden z czytelników Wehikułu napisał: Polecam lekturę „Spotkania w Telgte” Güntera Grassa – jednym z bohaterów powieści jest właśnie Andreas Gryphius (Głogów także pojawia się na marginesach książki!):
Popiersie Andreasa Gryphiusa, dłuta wrocławskiego artysty Tomasza Rodzińskiego, niebawem trafi na stałe miejsce, nad wejściem do Teatru.
1668, 2.07., został odlany ze spiżu dzwon z kolegiaty głogowskiej. W trakcie II wojny– podczas inwentaryzacji na rzecz pozyskiwania metali kolorowych – zakwalifikowano go do kategorii C – obiektów wartościowych historycznie. Jednak został zdjęty z wieży kościelnej i wywieziony w głąb Rzeszy. Na szczęście nie znalazł się w hucie. Został po zakończeniu wojny odnaleziony na złomowisku w Niemczech. Trafił, jak wynika ze spisu, do kościoła św. Urszuli w Kolonii.
Komu bije ten dzwon? Dzwon, jak napisano białą farbą, z głogowskiej kolegiaty. Inskrypcja, w tym fragmencie brzmi – … ECCLESIAE COLLEGIATAE B: M; V: GLOGOVIA MAIORIS… Fotografia pochodzi z monumentalnej pracy M. Tureczka, Leihglocken. Dzwony z obszaru Polski…, Warszawa 2011.
1736, w lipcu, jeszcze w monarchii Habsburgów, założony został głogowski cech kominiarzy. W jego skład weszło 20 kominiarskich mistrzów z Głogowa, Jawora, Legnicy, Ścinawy, Lubina, Lwówka Śląskiego, Parchowic, Rudnej, Bytomia, Nowej Soli, Kożuchowa, Zielonej Góry, Otynia, Szprotawy, Żagania, Sławy i Czernej. Na ile już wtedy był to pewny i dochodowy fach, niech świadczy fakt następujący. Generał du Moulin, komendant twierdzy wpłynął na władze miasta, by miejskim kominiarzem, nadmistrzem cechu, został fizylier Huncke z garnizonowego 37 pułku piechoty. W mieście utrzymać się mogło 3 mistrzów kominiarskich.
Komin, którego już nie ma (2017). Komin głogowskiej elektrowni nie przetrwał wojny w pełnej swojej wysokości. Kierujący odbudową elektrowni inż. Łukasiewicz wspominał, że w końcu roku 1945 zlecił „jednej z poznańskich firm odbudowę komina do 70-80 m., którego odziomek (czyli kikut – Wehikuł) pozostał po działaniach wojennych”.
1742, 13.07., przystąpiono do urzędowych zmian starych nazw urządzeń fortyfikacyjnych i niektórych ulic. Przedwczoraj twierdzę opuścił przybywający tu dwa dni król pruski Fryderyk II. W czasie pobytu zajął się też i sprawami miejskimi. Wydał rozkazy, by należycie uczcić Państwo, w skład którego wszedł Głogów. Dotychczasową Bramę Brzostowską przemianowano na Bramę Pruską. Natomiast, biegnąca do niej od Rynku, ulica Brzostowska otrzymała nazwę Pruskiej, a w XXI wieku nazywa się Grodzka. Po zmianie nazwy, na Bramie Pruskiej umieszczono zewnętrzne oznaki przynależności państwowej w postaci charakterystycznych orłów.
Na ilustracji Brama Pruska po przebudowie, kiedy to otrzymała dwa przejazdy. Po obu stronach w wałach umieszczone były koszary tzw. Białe (północne i Czerwone (południowe). Z tych ostatnich pozostałości znajdują się jeszcze niedostępne w ziemi, a niewielka część to tzw. Blok Koszarowy, który od lat eksploatowany, niedawno wyremontowany i zrewitalizowany, ale do dziś nie może się doczekać właściwej i ostatecznej nazwy.
1885, 6.07., rozpoczęto przeprowadzkę do nowej komendantury przy Langestrasse 1 (ul. Długa). Nowy, wolnostojący budynek, będący również rezydencją komendanta, powstał na pozyskanym przez przesunięcie umocnień terenie. Na części działek wzniesiono obiekty publiczne, w tym Szkołę Wojenną, Szpital, Pocztę. Przeprowadzka komendantury zbiegła się w czasie ze zmianą komendantów twierdzy. W tym bowiem miesiącu żegnał się z Głogowem generał major Emil Wilhelmi, który dowodził garnizonem od kwietnia 1881. W połowie miesiąca przechodził na emeryturę. Natomiast jego miejsce zajął oberst von Worgitzky, który nad Odrą przebywał krótko, bo do stycznia 1887 r.
Na miejscu zburzonej starej, pamiętającej jeszcze czasy Habsburgów komendantury w rynku, zbudowano eklektyczną kamienicę. Na dwóch kondygnacjach ulokowano sklepy. Natomiast charakterystyczny, renesansowy portal wmurowano w budynek Królewskiego Urzędu Prowiantowego.
Nowy gmach komendantury.
1894, 14.07., w 6 minucie meczu młodzieży lwowskiej i krakowskiej, uczestniczącej w Zlocie Sokołów, Włodzimierz Chomicki trafił do bramki krakowskiej drużyny. Historycy piłki nożnej uznali go za pierwszego gola zdobytego na polskich ziemiach w oficjalnym meczu futbolowym.
Datę tę przypomniało czytelnikom portalu i profilu Lubelskie Centrum Dokumentacji Historii Sportu, zwracając uwagę, że datę tę od kilkunastu lat na Ukrainie obchodzi się też jako dzień narodzin futbolu ukraińskiego. W Parku Stryjskim odsłonięto pomnik z napisem „W tym miejscu 14 lipca 1894 roku lwowski „Sokół”, pokonując piłkarską drużynę Krakowa, zapoczątkował historię [w oryginale – litopys] ukraińskiego futbolu”. By zaprzeczyć temu wyraźnemu przeinaczaniu faktów, Portal zamieszcza cytat z 2. numeru czasopisma „Historia polskiej piłki nożnej”, gdzie w artykule „Gol na dobry początek” (strona 22), według historyków piłki nożnej pierwszy gol zdobyty na polskich ziemiach w oficjalnym meczu futbolowym padł w roku 1894. Jego autorem był Włodzimierz Chomicki ze Lwowa, który strzelił go już w 6 minucie meczu z krakowską młodzieżą, przybyłą na Zlot Sokoli. Tuż po tym golu spotkanie zakończono, nie widząc potrzeby dalszego uganiania się za piłką”.
Włodzimierz Chomicki kilkanaście lat później nad Bałtykiem.
Bezspornym faktem, łączącym Lwów z Dolnym Śląskiem, jest zdobywca historycznego gola. Był nim Włodzimierz Chomicki (ur. 19.04.1878r. we Lwowie, zm. 12.07.1953), późniejszy nauczyciel i skromny emeryt w niedalekim Chocianowie. Mieszkał tu od 1946 r., kiedy wyjechał w dramatycznych okolicznościach, jak wielu Polaków, ze Lwowa. Tu też zmarł i został pochowany na miejscowym cmentarzu. Trzydzieści lat później na ten fakt zwrócili uwagę mieszkańcy Chocianowa, pracownicy miejscowej Fabryki Urządzeń Mechanicznych – Stanisław Stefanko, Zbigniew Machoń. Kiedy dzięki mrówczej pracy, udokumentowaniu historycznego faktu, z materiałami i pomysłem zgłosili się do dyrektora Tadeusza Urbańskiego, ten udzielił im wszechstronnej pomocy. Dzięki swoim kontaktom zaangażował do pomocy plastycznej również oficera pobliskiej jednostki radzieckiej w Duninowie i władze miejskie. Artysta plastyk, p. Jelonek zaproponowała projekt założenia grobowego. Wspólnym wysiłkiem udało się uporządkować grób i doprowadzić do umieszczenia w 110 rocznicę urodzin piłkarza, 19 kwietnia 1988 roku, pamiątkowej płyty na miejscowym cmentarzu.
Znajduje się tam m.in. napis (niestety z błędem) – „14 lipca 1894 roku we Lwowie na stadionie Sokoła odbył się pierwszy oficjalny mecz piłki nożnej pomiędzy drużynami Krakowa i Lwowa. Pierwszą bramkę w tym meczu a zarazem pierwszą w historii polskiej piłki nożnej zdobył Włodzimierz Chomicki” – w powyższym tekście poprawiono nazwę miesiąca – na płycie brzmi – w marcu.
Na początku XXI wieku pojawiła się wieść, że p. Chomicki ma grób we Lwowie. Po wnikliwych badaniach seniorów piłki, Polski Związek Piłki Nożnej oświadczył, „że nie ma wątpliwości, iż miejscem pochówku śp. Włodzimierza Chomickiego jest Chocianów”. Informacja taka ukazała się w Gazecie Wrocławskiej w dniu 30.05. 2005 r.
Dzięki pomocy p. Zbigniewa Machonia (któremu w tym miejscu serdecznie dziękuję za materiały) i zasobów Internetu, Wehikuł przypomina ten fakt i poleca to miejsce na chwile refleksji o przemijaniu i o tym, że warto oglądać się za siebie.
Wszystkim, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej i o atmosferze pierwszego meczu w lwowskim Parku Stryjskim (było 3 tysiące kibiców, a trwał tylko 6 minut – do pierwszego gola) polecam lekturę – http://www.e-legnickie.pl/index.php/sport/polkowice-sport-glowne/7123-stal-obja-opiek-grob-wodzimierza-chomickiego i biogramu – https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82odzimierz_Chomicki
Jeżeli ktoś z Czytelników, będąc w Chocianowie, zajdzie na cmentarz, to trafi do grobu łatwo. W sektorze A, znajdującym się za bramą wejściową, po lewej stronie widać z oddali charakterystyczny grób z dwiema płytami i dużą szklaną piłką. Umieszczono ją (bez uzgodnienia z opiekunami grobu,) po 2008 roku, w którym zrobiono zamieszczone zdjęcia (fot. Zbigniew Machoń.). A obok widokówka z dawnym widokiem na Park Stryjski, który nosił imię Jana Kilińskiego. Na zdjęciu z „Konkretów” W. Chomicki w podeszłym wieku nad morzem we Władysławowie. I ostatnie zdjęcie, pochodzi z zasobów Internetu i pokazuje łąkę w Parku Stryjskim, na której stoi pomnik z cytowanym tekstem o miejscu, gdzie padł pierwszy gol.
Płyta nagrobna na chocianowskim cmentarzu. Przypominamy nie w marcu, a w lipcu miało miejsce wydarzenie we Lwowie. (fot. Z. Machoń, 2008 r.)
1906, 1.07., otwarto kolejny odcinek jednotorowej trasy, łączącej Bojanowo z Głogowem. Tego dnia pojechał pierwszy pociąg z Głogowa do Szlichtyngowej, a 1 października przedłużono go do Góry. Linia praktycznie zaczynała się na przystanku Odrzycko, będąc odgałęzieniem linii do Leszna. Prowadzono ruch towarowy i regularny ruch pasażerski. W latach 1946-1950 funkcjonował tu przystanek osobowy, uruchomiony ze względu na brak możliwości dojazdu do stacji Głogów z powodu zniszczenia mostów kolejowych na Starej Odrze i Odrze.
Ruch pasażerski na tej linii zamknięto w roku 1991, a rok później zlikwidowano całkowicie odcinek Głogów-Szlichtyngowa. Część linii Odrzycko-Góra Śl. rozebrano. Budynek stacyjny został rozebrany, a kasa biletowa zlikwidowana.
Na ilustracji z okresu powojennego pożegnanie pasażerów, podróżujących na trasie Leszno-Głogów-Sława. Panowie w kapeluszach stoją na peronie stacji Odrzycko. To właśnie Głogów skrywał się pod napisem na tablicy – Odrzycko. Pociągi (jak napisano też wyżej), ze względu na brak mostów, nie wjeżdżały jeszcze do samego Głogowa, a na stacyjkę na prawym brzegu Odry, gdzie znajdowało się rozgałęzienie czterech kierunków. [Zdjęcie z rodzinnego archiwum pionierów – pozyskane przez M. Zielińskiego]
1968, 2.07., ukazała się powieść „…współczesna, której akcja rozgrywa się w Polsce powiatowej”. Tak anonsowało wydawnictwo „Iskry” w swoim katalogu książkę Jana Leżachowskiego, ”Dolina dzwonów”, Warszawa 1968;
Autor trafił w połowie lat sześćdziesiątych na ziemię głogowską. Pisał o nim Marek Robert Górniak – „Ożenił się z Marią Nowak, dentystką pracującą w ośrodku zdrowia w Kotli. W 1965 r. wraz z żoną również tu zamieszkiwał. Zatrudnił się w Powiatowym Domu Kultury w Głogowie (kierowanym wówczas przez Julitę Wójcik), gdzie jako instruktor prowadził grupę poetycką. Następnie podjął pracę jako nauczyciel w szkole podstawowej w Kotli. Czopikowie zyskali wielką sympatię mieszkańców Kotli.” Mieszkali w Kotli pod numerem 169. To tu
wpadał kilka razy Edward Stachura. Zauroczony miejscem, przyjechał w zimie do pracy na zrębie.
Powieść „Dolina dzwonów” powstała podczas pobytu autora w Kotli. Malutka książeczka, wdrażany przez wydawnictwo „Iskry” pomysł z Zachodu na tzw. „pocket book” – wydawnictwa kieszonkowego. Nakład 10 000 (dziesięć tysięcy!!!!), egzemplarz kosztował 12 złotych – a wtedy kostka masła (250 gram nie 200, jak w XXI wieku) kosztowała 17,50.
Jest to książeczka o miłości, marzeniach i rzeczywistości. Czy oparta na autobiograficznych wątkach? Opisy podróży i widoków za oknem pociągu to ilustracja codziennego krążenia między wsią a miastem. Dla XXI-wiecznego czytelnika intrygujący jest palący się na każdej stronie tekstu papieros, bez którego nie może toczyć się żadna rozmowa i to w każdym miejscu. Warto spróbować znaleźć tę książkę w bibliotece. Ciekawe czy znajduje się w bibliotece w Kotli?
Fotografia Jana Czopika ze zbiorów prof. Pawła Banasia,
użyczona przez Zbigniewa Lipowskiego
2014, 8.07., zdarzyło się w otoczeniu Huty Miedzi coś niezwykłego. Na tereny zamknięte Huty Miedzi Głogów dostała się niespodziewanie sarna koza wraz z koźlakiem. Do bezpiecznego uwolnienia zwierząt zaangażowano służby ochrony i myśliwych. Ci ostatni opis akcji przedstawili na swojej stronie – „W niecodziennej akcji z ramienia koła udział brał gospodarz łowiska nr 7, a zarazem pracownik Huty, kol. Rafał Mościpan. Aby sarnę i jej maleństwo wypuścić, należało tymczasowo rozebrać betonowy płot, mimo to uczestnicy akcji mieli spory problem, gdyż mały koźlak chciał zostać pracownikiem huty, w związku z czym uciekł do budynku, w którym po krótkim pościgu korytarzami udało się go złapać i przekonać do powrotu na łono natury wraz z matką”.
Zrelacjonował i dziękował za zaangażowanie łowieckim Darz Bór Prezes koła „Hutnik” Waldemar Charkow. Więcej tu: http://kololowieckiehutnik.pl/sarna-na-terenie-huty-miedzi-glogow/