5 lutego, w Bibliotece Uniwersyteckiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II miało miejsce uroczyste otwarcie autorskiej wystawy Marka Roberta Górniaka pt. „Głogowianin z urodzenia – Lublinianin z wyboru”.
Marek Robert Górniak w wystąpieniu inauguracyjnym konferencji. (fot. Nikita Kruger)
75 lat temu po pośpiesznej i tragicznej ewakuacji mieszkańców, 12 lutego zamknięte zostało oblężenie zamienionego w twierdzę Głogowa. Bronione miasto wbrew oczekiwaniom niemieckim nie związało znacznych sił radzieckich. Marszałek Koniew polecił wydzielić dla okrążenia siły z 25 Korpusu i prowadzić z obrońcami pertraktacje. Główne siły Frontów poszły na Zachód. Już dwa tygodnie później (27 lutego), żołnierze 6 Warszawskiego Samodzielnego Zmotoryzowanego Batalionu Pontonowo-Mostowego Wojska Polskiego postawili na wschodnim brzegu rzeki, poniżej Czelina, pierwszy polski słup graniczny na Odrze. 230 kilometrów od oblężonej jeszcze Festung Glogau. A tradycje jednostki frontowej ćwierć wieku później przejął głogowski 6 pułk pontonowy.
W roku 900-lecia kapituły kolegiackiej i 75 lat po tragicznych wydarzeniach o zaginięciu Głogowskiej Madonny Cranacha wspominamy poniżej.
Wehikuł czasu proponuje w lutym:
Zima w Twierdzy 2020 – kolejna akcja z możliwością aktywnego spędzania ferii w Głogowie i atrakcyjnych miejscach okolic w tym roku odbędzie się w dniach od 10 do 22 lutego. Wehikuł szczególnie poleca spotkanie w czwartek, dnia 20.02. W ratuszowej Sali Rajców Antoni Bok będzie mówił o historii głogowskich dzwonów. Pokazane zostaną także dzwonki z prywatnej kolekcji Pana Mariana Łysakowskiego.
Wehikuł, polecając spotkanie, wybiera fragmenty o dwóch dzwonach:
1 – Na ratuszowej wieżyczce, istniejącej do 1831 roku, znajdował się dzwonek mieszczański – Odzywał się on o godzinie dziewiątej wieczorem, dając znak bywalcom gospód do niezwłocznego opuszczenia tych przybytków. W przeciwnym razie mieliby do czynienia z prawem, co zresztą dotyczyło i gospodarzy szynków. Dzwonek miał jeszcze inną nazwę: Armesündenglöcklein – dzwonek skruszonych grzeszników. Dzwonił bowiem skazańcom w czasie ostatniej drogi – na miejską szubienicę;
2 – W roku 1668, 452 lata temu, został odlany ze spiżu dzwon z kolegiaty głogowskiej. W trakcie II wojny został w trakcie inwentaryzacji na rzecz pozyskiwania metali kolorowych zakwalifikowany do kategorii C – obiektów wartościowych historycznie. Jednak został zdjęty z wieży kościelnej i wywieziony w głąb Rzeszy. Na szczęście nie pojechał do huty. Został po zakończeniu wojny znaleziony na złomowisku w Niemczech. Trafił, jak wynika ze spisu, do kościoła św. Urszuli w Kolonii. W trakcie zbliżającej się akcji „Zima w twierdzy” Antoni Bok opowie o głogowskich dzwonach.
Opisywany wyżej dzwon z kolegiaty na złomowisku. (Marceli Tureczek, Leihglocken : Dzwony z obszaru Polski w granicach po 1945 roku przechowywane na terenie Niemiec, Warszawa 2011, s. 699)
19 lutego w Miejskim Ośrodku Kultury (o godz. 17.00), odbędzie się prezentacja II tomu projektu wydawniczego TZG – „Historia jednego kwartału”. Po wspomnieniach mieszkańców „stoczniowca” (tom I) ukazuje się książka Mieszkam koło szpitala… – Wspomnienia Głogowian. Na 340 stronach znalazły się tam relacje i wywiady blisko pięćdziesięciu mieszkańców ulic dzisiejszego osiedla Kościuszki. Od ul. Gustawa Morcinka do ul. Polnej, i od Obrońców Pokoju do Mikołaja Kadłubka. Zamieszczono również niepublikowane fragmenty rękopisów wspomnień czy dzienników osób związanych z opisywanym rejonem. Dla zilustrowania i uzupełnienia okresu połowy XX wieku wykorzystano też drukowane, ale trudnodostępne już dziś fragmenty materiałów źródłowych. Umieszczono również ponad 300 zdjęć. Niewątpliwym uatrakcyjnieniem jest prezentacja prozy i poezji byłych mieszkańców „kwartału”.
Zapraszamy do lektury i udziału w spotkaniu.
Z lektur Wehikułu
Glosa do Lektur styczniowych. Jeszcze o lekturach z poprzedniego miesiąca. Z przyjemnością informuję, że w Bibliotece Miejskiej i Dziale Regionaliów Biblioteki PWSZ, dzięki darowiźnie Autora, znajduje się książka Andrzeja Buckiego, Zamek Barwałd. Historia i legenda, ludzie i wydarzenia, Kalwaria Zebrzydowska 2019.
Dziś Wehikuł tu prezentuje najnowsze dzieło na lokalnym, dolnośląskim rynku wydawniczym. Jest to I tom rocznika historycznego
„Legnicki Almanach”.
Wydawcą jest tamtejsze Stowarzyszenie „Pamięć i Dialog”. Redaktorzy zgromadzili wokół pisma kilkunastu autorów – badaczy, działaczy kultury i regionalistów, i jak mówią, ten zespół jest otwarty. Tak, jak tematyka. Bowiem
mimo pierwszych deklaracji, że pismo poświęcone jest historii powojennej, rozszerzają profil i chronologiczny, i terytorialny.
Zapraszają więc, jak piszą, „do współpracy przy kolejnych tomach wszystkich, którzy interesują się lub badają historię powojennej ziemi legnickiej i Dolnego Śląska. W „Almanachu” będą się pojawiać zarówno artykuły, publikacje źródłowe, wspomnienia i relacje, komunikaty i omówienia, jak również inne formy wypowiedzi o naszym mieście, gdyż zależy nam na zaangażowaniu w ten projekt jak najszerszego środowiska lokalnych badaczy…”.
Spis treści i słowo od redakcji znajdują się pod podanym niżej adresem:
http://www.pamiec-dialog.pl/index.php/legnicki-almanach/wydane-tomy/2019
1277, 18.02., książę legnicki Bolesław Rogatka, zwany również Łysym, porwał swojego bratanka, księcia wrocławskiego Henryka Probusa, zwanego też z polska Prawym. Argument siły często był stosowany dla rozstrzygania np. sporów terytorialnych w średniowieczu. Za uwięzionym ujął się król czeski Przemysł Otokar II. W organizowanej koalicji poczesne miejsce znaleźli młodzi książęta głogowscy Henryk, Przemko i Konrad. Mieli oni swoje rachunki ze złowrogim sąsiadem. Rogatka m.in. zagarnął należące do ich ojca Konrada Bolesławiec z Nowogrodźcem. W takich koalicjach rodziła się wielkość Henryka Głogowczyka. Będzie trwał przy Probusie. Choć wielokrotnie i między nimi dojdzie do starć. Właśnie w sojuszu z Probusem i niebawem z Przemysłem II wielkopolskim pokaże swoje ambicje terytorialne i monarchiczne. Znalazł się bowiem w kręgu wielkich indywidualności i jeszcze większej polityki. Jak twierdzi prof. Tomasz Jurek, doświadczenie zdobyte w tych latach pozostawiło trwałe ślady w późniejszej działalności.
Pieczęć majestatyczna Henryka III
1654, 18.02., powołana rozporządzeniem cesarskim komisja nawracająca przejęła farę z rąk protestantów głogowski kościół farny pw. św. Mikołaja. Komisja została powołana w grudniu poprzedniego roku w składzie: baron Montani jako przedstawiciel stanów oraz proboszczowie: kolegiaty Fromholt i fary Baltazar Machius. Rewindykatorzy przystąpili do pracy na ziemi głogowskiej zaraz po świętach Bożego Narodzenia. Większość świątyń przejęto w styczniu. W praktyce wyglądało to tak – do wsi z kościołem przyjeżdżał cesarski delegat. Odbierał od patrona czy rady klucze, które przekazywał duchownemu katolickiemu lub wyznaczał odpowiedzialnego spośród katolickich wiernych. Dotychczasowy duchowny protestancki otrzymywał nakaz opuszczenia miejscowości, a pisarz nauczania.
Rekatolizacja głogowskiego kościoła św. Mikołaja zasadniczo kończy proces przejmowania przez katolików domów modlitw w okolicach Głogowa. Odbywała się ona zasadniczo bez ekscesów i wydarzeń. Tylko w Gaworzycach i Łagoszowie napotkano na opór. Złamano ją środkami administracyjnymi, osadzając kontestatorów w więzieniu. W marcu komisja prowadziła swoje działania na ziemi świebodzińskiej i w księstwie żagańskim.
1763, 15.02., pokój w Hubertusburgu zakończył III wojnę śląską, zwaną też siedmioletnią. Tu na Śląsku toczyła się między Prusami a Austrią wspomaganą przez armię rosyjską. I to właśnie niespodziewana zmiana sojuszy przez nowego cara uratowała Fryderyka II i na prawie dwa stulecia umocniła pruskie i niemieckie panowanie nad Odrą. Młody wtedy pruski król z impetem wkroczył w końcu 1740 roku na Śląsk.
Wieść o politycznym zakończeniu wojny do Głogowa dotarła dopiero kilka tygodni później. 13 marca 1763 r., w niedzielę, odbyło się nabożeństwo. Komendant w Rynku zarządził zbiórkę garnizonu. Przy dźwiękach trąb, bębnów i dzwonów ogłoszono zawarcie pokoju. Na końcu odśpiewano „Te Deum”, a na wałach oddano salwy z dział fortecznych. Wieczorem odświętnie oświetlono całe miasto. Rozpoczynał się okres względnej stabilizacji. Kolejny kataklizm nadejdzie na początku następnego stulecia.
1771, 12.02., proboszcz kościoła św. Mikołaja przyjął prośbę (czy rozkaz ?) komendanta twierdzy o ponowne umieszczenie na odbudowanej właśnie wieży strażnika. W ubiegłym miesiącu ppłk Ludwig Freiherr von Lichnowski zwrócił się bowiem z pisemnym wnioskiem, by w związku z ponownym zawieszeniem dzwonów przywrócić funkcję strażnika na wieży. Takie stanowisko istniało do wielkiego pożaru w 1758 roku. Jak pisze dr Karl Kastner, historyk kościoła św. Mikołaja, strażnik, co godzinę uderzeniem młotka w dzwon, „powtarzał bicie zegara”. Codziennie też miał komendantowi twierdzy „raportować co niezwykłego widział na zewnątrz wieży.“ Za swoje działania otrzymywał rocznie 48 talarów.
Nowo zatrudniony człowiek otrzymywał za swoje usługi strażnicze 1 talara tygodniowo, (czyli więcej niż poprzednik), dwa sążnie drzewa i światło dla nocnego czuwania. Mieszkanie strażnika miał opłacać magistrat.
Na ilustracji nieodbudowana fara św. Mikołaja widziana 244 lata później z okna odbudowanego Ratusza. Oczywiście na pierwszym planie głogowski wyrzut sumienia.
1799, w lutym, trwały intensywne przygotowania do rozpoczęcia przebudowy Sali Redutowej. Niepozorny budynek obok ratusza był już nadgryziony zębem czasu. Konstrukcja dachu groziła zawaleniem. W poprzednim miesiącu urzędnik budowlany i architekt (Landbaumeister) Chrystian Valentin Schultze wystąpił z dość interesującym projektem. Proponował gruntowną przebudowę wraz z powiększeniem obiektu o jedną kondygnację. W mieście była atmosfera dla realizacji tego projektu. Krąg młodej inteligencji, artystów i oficerów gromadził się wokół działań teatralnych. Władze administracyjne znalazły siły i środki. Projekt Schultzego zaakceptowała również Kamera Wojenno-Dominialna, kierując i deklarując budowie ludzi i materiały.
Teraz wystarczyło, by puściły śniegi i mrozy … W kwietniu rozpoczęto prace budowlane, w grudniu przebudowę zakończono. Po latach, zachowując ogólne założenia, przebudowano fronton, likwidując schody. Potem przyszedł czas
zagłady i siedemdziesięcioletni okres oczekiwania. Kiedy znaleziono sposób finansowania odbudowy, ta poszła szybko. Ilustruje ją dynamiczny, powstały na zamówienie firmy Pre-Fabrykat, odbudowującej gmach, film – przegląd ostatnich kilkunastu miesięcy. W minutę odbywamy podróż przez rekonstrukcję jednej z ostatnich ruin Głogowa. A ruina była chlubą miasta, bo opowiadano o niej – „najstarszy klasycystyczny gmach teatralny na Śląsku”. Może i dlatego jej nie rozebrano. W ostatniej chwili, tuż przed rozsypaniem się murów, je odratowano. Kto chce może popędzić przez minutę przez 30 sekwencji odbudowy zapisanych okiem kamery Zbigniewa Lipowskiego. Polecamy:
https://www.facebook.com/prefabrykat/videos/814473665553383/
Budynek Teatru Miejskiego jeszcze ze schodami.
1809, 22.02., objął obowiązki gubernatora i dowódcy Festung Glogau generał brygady, baron Cesarstwa Francji, Julien Rheinwald (ur. 22.01.1760). Niestety, dokładnie szesnaście miesięcy później nagle zmarł (22 czerwca 1810). Jak utrwalił w pamięci potomnych kronikarz i świadek tamtych dni, doktor Gottlob Dietrich –
„…spośród wszystkich gubernatorów, jakich nam przysyłano, był on bezsprzecznie tym, który najlepiej nas traktował i był najbardziej wyrozumiały. Gubernator został bardzo uroczyście pochowany. Przy dźwiękach muzyki żałobnej i z towarzyszeniem francuskich kanonierów, jego sarkofag był niesiony na całunie do kościoła ewangelickiego. Po wygłoszeniu mowy żałobnej przez radcę konsystorialnego Baila, gubernator pochowany został wewnątrz Szańca Gwiazdy”.
Francuz na tyle dobrze zapisał się w pamięci mieszkańców, że ufundowano i wmurowano w miejscu pochowania na terenie fortu „Gwiazda” tablicę z epitafium o treści:
„J[ulien] Ch[arles] L[ouis] Rheinwald, generał francuski, baron Cesarstwa, Komandor Legii Honorowej, gubernator Głogowa. Był on dobrym ojcem i … mężem, a przez prawość i swoje człowieczeństwo zasłużył na szacunek mieszkańców. Zmarł 22 czerwca 1810 w wieku 48 lat”.
Fundatorzy (albo kamieniarz) popełnili błąd w treści inskrypcji. Generał w momencie śmierci miał już ponad 50 lat.
Tablica dotrwała, choć w kiepskim stanie, do początków XXI wieku. Do 1945 roku obiekty użytkowało wojsko, zaopatrując ścianę w stosowny daszek chroniący przed opadami atmosferycznymi. Po wojnie było wiele ważniejszych i innych dla miasta i użytkowników tych terenów spraw i tematów. A w trakcie remontu elewacji kazamaty, płytę wraz z otoczeniem po prostu dla estetyki zatynkowano. W końcu lat dziewięćdziesiątych zaczęły następować zmiany i … odpadł tynk.
Kilka lat później o renowację tego zabytku upominało się TZG i wielu głogowskich regionalistów. Wsparcia udzielali badacze i sympatycy okresu napoleońskiego. Również na łamach „Odkrywcy” i specjalistycznych portali. Kilka razy pisał o zabytku Wehikuł. A on sobie po prostu spokojnie ulegał coraz szybciej upływowi czasu, czyli degradacji. Na zdjęciach widać, jak tekst stawał się nieczytelny. Piaskowiec tak ma. Czasami tam zajrzała „Zima w Twierdzy” czy wycieczka z innego powodu. Aż przyszedł moment – na ścianie fortyfikacyjnej kazamaty objawiła się pięknie odrestaurowana płyta. Właściciel terenu, firma Intertrans SA otrzymała w ubiegłym roku za renowację Głogowską Nagrodę Historyczną.
Więcej informacji o francuskim generale, który znalazł grób na głogowskiej ziemi w artykule Pawła Łachowskiego:
http://www.glogow.pl/…/ENCYKLOPEDIA%20ZIEMI%20GLOGOWSKIEJ%2…
Odnowiona tablica z epitafium francuskiego generała z różą od Wehikułu.
1927, 1.02., Rada Ambasadorów nadzorująca wykonanie Traktatu Wersalskiego, jak piszą Autorzy na stronach TZG –
„wymusiła na Niemcach przyjęcie porozumienia zawierającego dokładnie wytyczony obszar zakazu budowy nowych umocnień. Obejmował on prawie całe Prusy Wschodnie, oprócz niewielkiego obszaru zwanego „Trójkątem Lidzbarskim” (Heilsberger Dreieck). Na pozostałym obszarze Niemiec był to wąski pas między granicą z Polską, a rzeką Odrą i dalej na północny wschód około 50-kilometrowa strefa nadgraniczna na Pomorzu. Na podstawie pozostałych warunków porozumienia Niemcy zostali zmuszeni do zniszczenia 34 nowych obiektów, tzn. 8 z rejonu Głogowa, 5 – z Kostrzyna i 22 z Królewca. Jednakże to samo porozumienie pozwoliło im na dowolnie interpretowaną „modernizację” istniejących na zakazanym obszarze pozostałych 54 nowych obiektów, tzn. 34 w Królewcu, 15 w rejonie Giżycka i 8 w Głogowie – na lewym brzegu Odry.
Było to jawne naruszenie postanowień Traktatu Wersalskiego przez samą Konferencję Ambasadorów. Wynikało to z faktu osłabienia kontroli i ówczesnej sytuacji politycznej w Europie. Z ośmiu obiektów istniejących w Głogowie do dzisiejszych czasów zachował się jeden – niewielki obiekt usytuowany nad Odrą, nieopodal Zamku Książąt Głogowskich. Jest to ceglana wartownia, znajdująca się przy linii kolejowej Głogów – Wrocław”.
I tyle zapisano na starej stronie TZG. Jednak głogowscy odkrywcy nie ustają w poszukiwaniach – i jeżeli znajdą – to również w działaniach rekonstrukcyjnych. Warto więc polecić te i kolejne efekty dokonań konserwatorskich i eksploratorskich Głogowskiego Ruchu Odkrywców Tajemnic. Czy w trakcie bieżącej odsłony „Zimy w Twierdzy” czy w lekturze na fb czy GFH. Bo jest co podziwiać. Gratulujemy kolegom inwencji i zapału.
A ilustracją jest widok wnętrza niedostępnego do niedawna schronu na terenie oddziału Zakładu Hydrotechnicznego.
1945, 4.02., główne siły radzieckiego 25 Korpusu Pancernego toczyły ciężkie walki z Niemcami na północnych przedpolach Głogowa. Szczególnie zacięty charakter miały one na rubieży Moszowice (Mosswitz) – Głogówko (Glogischdorf). Jak podają Rosjanie, dziś w nocy na tym kierunku odparto 19 niemieckich kontrataków. 25 Korpus Pancerny generała Jewgienija Fominycha podczas walk w tym rejonie miał stracić 16 czołgów T-34 oraz 2 działa samobieżne SU-76.
Przez powojennych kilka lat wraki wypalonych, ciężkich pancernych mastodontów utrudniały remonty dróg głogowskim drogowcom. Jak wspominają drogowcy – bez ciężkiego sprzętu, przy pomocy ad hoc tworzonych podnośników udało się te zawalidrogi przesuwać poza koronę drogi. Potem trafiły na przysłowiowe żyletki.
Na zdjęciu pierwszy z lewej kierownik Powiatowego Zarządu Dróg – inż. Nowicki – na wraku w okolicach Moszowic w 1947 roku. (Zdjęcie z Monografii głogowskiego drogownictwa Mariana Tymka).
1945, 24.02., do klasztoru w Henrykowie koło Ząbkowic Śląskich ksiądz prałat, dr Kurt Engelbert wywiózł wiele cennych eksponatów wrocławskiego Muzeum Archidiecezjalnego, którym kierował. Wśród nich była bezcenna lipowa deska, na której Łukasz Cranach zwany starszym, w roku 1518 namalował Madonnę z dzieciątkiem. Zakupiona przez proboszcza głogowskiej kolegiaty Joachima von Liedlau, trafiła nad Odrę jeszcze w tym wieku. Oprawiona w kunsztowną ramę zdobiła świątynię do 1944 r.
Madonna Głogowska została właśnie w tym roku przez kustoszy Muzeum Archidiecezjalnego we Wrocławiu wywieziona z miasta. Rok później trafiła do klasztoru w Henrykowie. Tu znajdowała się bowiem jedna ze składnic wytypowanych i przygotowanych przez konserwatora zabytków Dolnego Śląska Günthera Grundmana. Tu Madonna trafiła w opiekę dziekana Rottera. Ale już dwa tygodnie później, jak dr Engelbert wspominał, przewiózł obraz wraz z cennym gobelinem do plebanii kościoła w Lądku Zdroju. Zawisł w sypialni proboszcza Hinze. Tam miały być bezpieczniejsze?
W niespełna miesiąc po zakończeniu działań wojennych, 4 czerwca z pismem – upoważnieniem zgłosił się do proboszcza major Armii Czerwonej Moseew (Mosiejew?, bowiem transkrypcja rosyjskiego nazwiska dokonana została na podstawie tekstu upoważnienia w języku niemieckim). W dokumencie było upoważnienie do odbioru obrazu i gobelinu. Z adnotacji wiemy także, że zabytki zostały radzieckiemu oficerowi wydane… I to w sumie tyle, ile wiemy. Dzieje tego obrazu w XX wieku to atrakcyjny temat pełen pytań bez odpowiedzi. Ale na długie lata zapadła cisza. Aż w końcu XX wieku, po wielkich zmianach politycznych w Europie, zaczęło przybywać informacji o zaginionych dziełach sztuki. Okazało się, że obraz znajduje się w Państwowym Muzeum Sztuki im. A. Puszkina w Moskwie. Po raz pierwszy był eksponowany w czasie wystawy „Dważdy spassionnyje” („Dwukrotnie ocalone”) w 1995 roku! – napisał wrocławski dziennikarz.
Więcej informacji o obrazie Cranacha można znaleźć peregrynując w Internecie, np. w Glogopedii –
http://www.glogow.pl/ezg/index.php/%E2%80%9EMadonna_G%C5%82ogowska%E2%80%9D_Cranacha
Ilustracje – przedwojenne widoki bryły i wnętrza kolegiaty oraz zdjęcie arcydzieła Łukasza Cranacha (zbiory R. Rokaszewicza).
Ten obraz przez kilkaset lat zdobił głogowska kolegiatę.
1947, w końcu lutego, przeniesiono ze Sławy do Głogowa, do budynku przedwojennej szkoły rolniczej przy ul. Królewskiej 38 (obecnie Jedności Robotniczej), Komendę Powiatową MO. Tu na parterze mieścił się już posterunek miejski milicji. Ponieważ obiekt ten był przewidziany na cele oświatowe, rozpoczęto poszukiwanie nowych lokali. Jednym z powodów opóźniających przeprowadzkę był jednak kłopotliwy „zapas magazynowy”. Otóż w pomieszczeniach szkolnych znajdowało się ponad pół miliona sztuk amunicji karabinowej i pistoletowej zgromadzonej przez milicjantów, a pozostałej po działaniach wojennych. Do tej pory nie można było jej wywieźć, wykorzystać czy zniszczyć.
Henryk Jedlikowski, który został skierowany do Głogowa na stanowisko zastępcy komendanta, zapamiętał swój pierwszy dzień w maju 1947 roku tak :
„… Miasto Głogów …, wyglądało jeszcze jak wielkie cmentarzysko ruin. Wokoło widniały napisy „miny”. Idąc ruinami tego miasta spotkałem kilku milicjantów będących pod wpływem alkoholu. Wskazali mi drogę do budynku KPMO, który w tym czasie mieścił się przy ulicy Królewskiej … Dość długo stukałem do drzwi … zanim otworzył mi je mój późniejszy podwładny Stanisław Druciarek (instruktor pol.-wych.). W tym momencie już wiedziałem, że czeka mnie tu trudna i ciężka praca polityczno-wychowawcza. Tak rzeczywiście było”.
W zniszczonym mieście brakowało chronicznie mieszkań i lokali na biura. Trzeba było energicznych działań, by można było ulokować tu porozrzucane w okolicy powiatowe urzędy i zapewnić znośną egzystencję urzędnikom.
Niebawem posterunek miejski przeniesiono obok do pierwszej klatki sąsiedniego bloku. Natomiast dla KPMO znaleziono miejsce w remontowanej kamienicy czynszowej przy Alei Wolności 6.
2020, 5.02, w Bibliotece Uniwersyteckiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II miało miejsce uroczyste otwarcie autorskiej wystawy Marka Roberta Górniaka pt. „Głogowianin z urodzenia – Lublinianin z wyboru”.
Kiedy Wehikuł przekraczał drzwi gmachu przy ul. Chopina 27 w Lublinie plakaty obwieszczały a kolejka do szatni dawała wyraz – coś się dzieje, Jedni windą inni dostojnie schodami na IV piętro. Tam gęstniejący tłum mógł zaglądać do szczelnie wypełnionych gablot z dorobkiem i wymiernymi oznakami uznania naszego kolegi – Głogowianina i Lubelaka (bo jak dostrzegło kilku uczestników tak winno być) – Marka Roberta Górniaka. Pochodzący z Grębocic koło Głogowa od kilkudziesięciu lat swoje życie zawodowe i rodzinne ma w Lublinie. Pasje realizuje w Głogowie i na Dolnym Śląsku. I przez wiele lat udaje mu się to łączyć, dojeżdżając często do Rodziców w Grębocicach.
W zatłoczonym foyer Czytelni Głównej odbyło się otwarcie wystawy. Powitała gości Dyrektor Biblioteki, dr Katarzyna Kołakowska. Wehikuł w imieniu Głogowian powiedział, że Głogów ma marki takie jak Dzieci Głogowskie, Odrę z Różowym Mostem i Miedź. A czwartą z tych marek jest Marek Robert Górniak. Potem powędrowaliśmy do Sali konferencyjnej na parterze by nie przeszkadzać Czytelnikom. I jak się okazało dotarł nas niezły tłumek.
Rozpoczęła się krótka, ale bardzo interesująca konferencja poświęcona naszemu bohaterowi z takimi tematami jak:
– Sylwetka Marka R. Górniaka – ks. prof. dr hab. Jan Walkusz
– Marek R. Górniak student – Halina Danczowska
– Marek R, Górniak regionalista – dr Tomasz Ożóg
– Marek R. Górniak publicysta – ks. dr hab. Sławomir Zych
– Marek R. Górniak działacz – Wiesław Maciuszczak
Wehikuł czasu gratuluje Markowi Robertowi Górniakowi uznania.