Kiedy miesiąc temu kończyłem pisać marcową wersję Wehikułu, świat i otoczenie były zupełnie Tylko miesiąc i aż miesiąc. Od pierwszego przypadku zakażenia 4 marca w nieodległej Cybince do teraz, kiedy za chwilę tekst pofrunie do Marcina Kuchnickiego administrującego stroną TZG (2.04. godz. 17.30) koronawirusa SARS-CoV-2, który wywołuje chorobę COVID-19, wykryto w Polsce u 2692 osób a zmarło już 51.
Podjęte przez Rząd działania zamknęły nas w domach. Dla własnego dobra trzeba się tym restrykcjom podporządkować. Wielu Polaków (w tym i Wehikuł) nie może jednak pracować zdalnie. Trzymajmy za nich kciuki.
Z wielu stron napływają sygnały o aktywności obywatelskiej i solidarności. W Głogowie, począwszy od działań Prezydenta, inicjatyw Radnych po przedsiębiorczość np. Fundacji Owoc Głogu. Dzięki znanej z niekonwencjonalnej aktywności Ani Hamza powstały np. setki potrzebnych maseczek i zrealizowanych zostało wiele inicjatyw w odpowiedzi na prośby potrzebujących Głogowian.
Prezes Fundacji „Owoc Głogu” w maseczce – dziele jednej z wolontariuszek.
To nie pierwsza epidemia na Ziemi Głogowskiej. Historyk J. Blaschke wyliczył ich kilkanaście. Do 1350 roku szalała tzw. „czarna śmierć”, dżuma przywieziona do portów włoskich ze Wschodu, a roznoszona przez szczury i pasożytujące na nich pchły. W końcu XVI wieku zarazę przywlekły ze środkowej Austrii sprowadzone oddziały wojskowe. Zmarło ponad 70 000 mieszkańców. W ramach obrony przed epidemiami zdecydowano nadzorować urzędowo poziom higieny. Ustanowiono urząd fizyka miejskiego. Jako pierwszy głogowski lekarz wymieniony jest dr Jan Draconites.
W związku z zagrożeniem nie odbędzie się wiele imprez, w tym Dni Głogowa i zaplanowana na 5 kwietnia coroczna rekonstrukcja „Zakończenie walk o Głogów”.
A właśnie mija 75 lat od tamtych wydarzeń. W „Dzienniku działań wojennych” Naczelne Dowództwo Wehrmachtu (OKW) zapisało: „Załoga Głogowa otrzymała polecenie, aby się przebijać. („Die Besatzung von Glogau hat den befehl zum Durchbruch” – wg: Dziennika działań wojennych, Oberkommando der Wehrmacht.
– na drugim końcu świata, niemieckojęzyczny dziennik w Nowym Jorku donosił – „Amerykanie na Okinawie, Patton 162 mile od Berlina, Rosjanie 22 mile mają do Wiednia i … Glogau ist gefallen – Głogów padł”.
Mija również 10 lat od tragicznego wypadku pod Smoleńskiem, gdzie w katastrofie samolotu zginęła oficjalna delegacja państwowa, która miała wziąć udział w obchodach 70 rocznicy zbrodni katyńskiej. O akcentach głogowskich niżej.
Aleja dębów kolumnowych poświęconych pamięci zamordowanych na Wschodzie oficerów wojska i policji oraz pochodzącym z Dolnego Ślaska ofiarom katastrofy smoleńskiej.
Nadszedł czas przyznania VIII Głogowskiej Nagrody Historycznej „Złoty Bilet Wehikułu czasu”.
Wehikuł czasu skierował po konsultacjach do Kapituły pod głosowanie listę Nominatów. Z 19 wskazań wyłoniło się zgodnie z Regulaminem 5 Nominatów, są to:
- dr med. Marcin Błaszkowski, urodzony w Głogowie lekarz, lingwista, tłumacz, regionalista. Za tłumaczenie na język polski sztuki Andreasa Gryphiusa „Piast”.
- kan. Stanisław Brasse, za hełmy na wieżach pojezuickiego kościoła pw. Bożego Ciała i rozpoczęcie konserwacji cyklu czternastu płócien XVIII-wiecznej drogi krzyżowej z pracowni Franza Feldera.
- Dariusz Andrzej Czaja, za całokształt działań w 2019 r., w tym m.in. wydawnictwa (Głogów na widokówce z okresu PRL, Pomnik Dzieci Głogowskich), Kwartalnik „Historyczny Głogów”, stałą cotygodniową rubrykę w Głosie Głogowa, Kalendarz na 900 lecie kapituły kolegiackiej i mnogość inicjatyw materialnych (m.in. pomnik J. Pastoriusa) i inne.
- dr Sławomira Lisewska, inicjator i koordynator projektu studentów kierunku Nowe Media PWSZ – „Głogów. Miejsca i ludzie. Od dworca PKP do Cukrowni” wraz ze studentami, za ochronę i upamiętnienie dziedzictwa kulturowego – zabytkowego budynku suszarni po byłej Cukrowni „Głogów”.
- Głogowski Ruch Odkrywców Tajemnic, stowarzyszenie historyczne miłośników i pasjonatów przeszłości, za działania zmierzające do pozyskania i udostepnienia atrakcyjnych turystycznie schronów: 413, 416 i 417 z niemieckiego systemu obronnego „Oderstellung”.
Przypomnijmy, że Głogowską Nagrodę Historyczną (przyznano już siedem) otrzymali dotąd:
I Klub Batalionowy i Stowarzyszenie Miłośników Głogowskich Fortyfikacji „Twierdza Głogów” za Akcję „Zima i Lato w twierdzy” (za 2012)
II Ireneusz Dominiak za cykl prelekcji w Klubie Batalionowym pt. „Głogów jakiego nie znamy” (za 2013)
III Tomasz Mietlicki za portal internetowy „Dziedzictwo przeszłości utrwalone w zabytkach” (za 2014)
IV Jan Baraniecki i Marek Robert Górniak z zespołem (Karolina Frąszczak, Marcin Kuchnicki, Tomasz Mietlicki) za edycję pamiętników, relacji i wspomnień (za 2015)V Dariusz A. Czaja i Aneta Steciąg za „Poli i Stasia wędrówki po Głogowie czyli przewodnik dla dzieci” (za 2016)
VI Arkadiusz Olszewski za film animowany „Obrońcy Głogowa” (za 2017)
VII Intertrans SA za renowację płyty Rheinwalda w forcie Stern (za 2018)
W związku z sytuacją epidemiologiczną tradycyjna Gala wręczenia Nagrody zostaje przesunięta na późniejszy okres.
Wręczenie VII Głogowskiej Nagrody Historycznej. . Statuetkę – rzeźbę Janusza Owsianego odbiera prezes Intertrans SA Kazimierz Kałucki.
Z lektur Wehikułu
W 1947 r. w Jeleniej Górze ukazała się, wydana przez Polski Związek Zachodni, kilkusetstronicowa publikacja nazywana później pierwszą encyklopedią regionalną. Nieliczne egzemplarze przetrwały w bibliotekach. Jeden z nich trafił do Wehikułu czasu.
Józef Sykulski, 366 wiadomości o Dolnym Śląsku. Kalendarz i notatnik na rok 1948, Jelenia Góra 1947.
Wizerunek okładki pochodzi z dedykowango czytelnikom niżej portalu. Nasz egzemplarz posiada popularną w tamtych czasach twardą tekturowa i płócienną oprawę introligatorską dzieki której ksiązeczka przetrwała. (http://24klodzko.pl/366-wiadomosci-o-dolnym-slasku-kalendarz-i-notatnik-na-rok-1948/
Jej autorem był Józef Sykulski (1905-1994), który trafił po wojnie do Jeleniej Góry, gdzie jako polonista był nauczycielem w liceum ogólnokształcącym do 1954 roku, kiedy przeniósł się do Krakowa.
W opinii obserwatorów i literaturoznawców był jednym z pierwszych po zakończeniu drugiej wojny światowej popularyzatorów wiedzy o Dolnym Śląsku. Publikował w takich periodykach, jak np.: „Dziennik Zachodni”, „Słowo Polskie”, „Świat i Życie” czy „Naprzód Dolnośląski”. I w łódzkim portalu znajdujemy taki opis tego dziełka:
„W książce, mającej formę kalendarza, na każdy dzień roku, obok aktualnej daty i imienia solenizanta, przypadała wiadomość dotycząca przeszłości bądź ówczesnej teraźniejszości Dolnego Śląska, a więc jest 366 informacji przeznaczonych dla przybyłych na te tereny, m.in. z Polski centralnej osadników, czy, jak chciała oficjalna propaganda, repatriantów z terenów zabużańskich, nie posiadających nawet podstawowych wiadomości na temat terenów, na których przyszło im tworzyć nowe, powojenne życie. Tak więc na łamach publikacji znajdziemy, choć
zważywszy na jej charakter lakoniczne, ciekawostki dotyczące wielu dolnośląskich miejscowości”.
Wśród nich wymieniony został wielokrotnie Głogów.
Stronice z wydarzeniami w dniach 13 i 13 czerwca. Na tej ostatniej opis pobytu napoleona w Głogowie.
Jak wynika z lektury, książeczka się broni. Materiał faktograficzny uzyskany z wielu źródeł, które autor zamieszcza w bibliografii, jest podany rzetelnie. Komentarz ideologiczny w zasadzie nie występuje (jeszcze). Oczywiście, ponieważ odbiorcą miał być czytelnik stykający się z Dolnym Śląskiem po raz pierwszy, niektóre wpisy obecnie rażą trywialną propagandą. Z racji objętości i formatu teksty są krótkie i zwięzłe. Wehikuł będzie wracał do tej pozycji, wykorzystując niektóre informacje.
Wehikuł czasu dziękuje za udostępnienie egzemplarza Ireneuszowi Dominiakowi.
1241. 9.04., w bitwie z Tatarami pod Legnicą wraz z okolicznym rycerstwem uczestniczył Klemens, kasztelan głogowski. Wezwany przez swego pana pociągnął pod Legnicę z zapewne okazałym pocztem. Znajdując się w bezpośrednim otoczeniu ks. Henryka Pobożnego, ginie chcąc wywieźć ciało poległego władcy z pola bitwy. Historycy różnie określają jego rolę, nie kwestionując jednak faktu udziału w bitwie. Długosz tytułuje Klemensa wojewodą głogowskim i opisuje ostatnie chwile księcia tak:
„… książę Henryk stracił możliwość ucieczki i wymknięcia się i po raz trzeci otoczyli go Tatarzy. Pozbawiony więc wszelkiej nadziei, by mógł ujść, ciągle na nowo z ogromną odwagą walczy z Tatarami, raz z lewej, raz z prawej strony. Ale kiedy podniósłszy prawą rękę chciał ugodzić Tatara, który mu zagrodził drogę, drugi Tatar przebił go dzidą pod pachą. [Książę] zwiesiwszy ramię, zsunął się z konia ugodzony śmiertelnie. Tatarzy wśród głośnych okrzyków i chaotycznej, nieprawdopodobnej wrzawy ujmują go i wyciągnąwszy go poza teren walki na odległość dwóch miotów z kuszy, mieczem obcinają głowę, a zerwawszy wszystkie odznaki, pozostawiają nagie ciało. Wielka też liczba panów i szlachty polskiej poniosła w tej bitwie chwalebną, męczeńską śmierć za wiarę i w obronie religii chrześcijańskiej. Wśród nich sławniejsi i znakomitsi, jak to wyżej wspomnieliśmy, byli: brat wojewody krakowskiego Włodzimierza Sulisław, wojewoda głogowski Klemens, Konrad Konradowic, Stefan z Wierzbnej i jego syn Andrzej, syn Andrzeja z Pełcznicy Klemens, Tomasz Piotrkowic i Piotr Kusza”.
Tomasz Kot jako Henryk Pobożny w kalendarzu ściennym na rok 2020, „Piastowie Legnicy”, wydanym przez Urząd Miejski w Legnicy.
Wehikuł oczywiście przypomina, że bezgłowe ciało poległego i okaleczonego księcia Henryka rozpoznano po tym, że stopa lewej nogi miała 6 palców.
A jego wierny urzędnik został zapisany przez kronikarzy. Kasper Niesiecki w swoim Herbarzu polskim cytuje z kronik Cureusa i Bielskiego: „Klemens wojewoda głogowski w roku 1241, gdy w owej nieszczęśliwej z Tatarami potyczce, Henryka, pobożnym nazwanego, książęca szląskiego, ratować chce i od zguby salwować i sam padł trupem od tatarskiej szabli”.
Znany w Głogowie prof. Jerzy Maroń jest sceptycznie nastawiony do relacji i rewelacji Jana Długosza. Uznaje zapis w Kronice za wyssany z palca:
„Po opublikowaniu pod koniec XIX wieku pracy znakomitego polskiego mediewisty Aleksandra Semkowicza przebadano fragment dzieła długoszowego opowiadający o bitwie legnickiej. Zrobili to również zwolennicy Długosza, między innymi Gerard Labuda, nestor naszych historyków, wskazując na błędy, które popełnił kronikarz. Z punktu widzenia dziewiętnastowiecznej czy dzisiejszej nauki historycznej są to pomyłki dyskwalifikujące. Prof. Labuda uważa, że opis Długosza jest zbyt dokładny, aby mógł być wymyślony. W związku z tym zasugerował, że Długosz oparł się na zaginionej kronice dominikańskiej z Raciborza. Z kolei główny oponent prof. Labudy, nieżyjący już świetny mediewista Józef Matuszewski, słusznie zauważył, że zaginione źródła mają jedną wadę: nie istnieją”.
Profesor, również wybitny znawca bitwy i epoki (autor – Legnica 1241, z serii: „Historyczne bitwy”, Bellona, Warszawa 1996/2008) dalej zauważa, że źródeł pisanych prawie nie ma:
„Fragment zawarty w relacji de Bridii jest króciutki: „Natomiast Tatarzy posuwając się dalej w kierunku Śląska starali bić się z Henrykiem, w owym czasie najbardziej chrześcijańskim księciem tych ziem. Otóż w chwili, gdy jak sami przedstawili to bratu Benedyktowi…pragnęli odstąpić z pola bitwy. Raptem zupełnie nieoczekiwanie szyki chrześcijan zwróciły się do ucieczki. Wówczas to pojmali Tatarzy księcia Henryka, ograbiwszy go doszczętnie, kazali mu klęknąć do egzekucji przed zwłokami księcia zabitego uprzednio w Sandomierzu… – czyli oczywiście wodza mongolskiego – …Głowę jego dostarczyli przez Morawy do… – formalnego dowódcy całej wyprawy mongolskiej na zachód – …po czym rzucili na wprost innych odciętych głów„.
W Głogowie, 750 lat później Henryk, nazwany po śmierci Pobożnym, dostał swoję ulicę. O jego wiernym słudze Klemensie, kasztelanie głogowskim głogowianie pamiętają jakby mniej, choć swoje rondo otrzymał niedawno jego imiennik (Klemens Hofbauer, redemptorysta). Więc dziś oddajmy się chwili zadumy i refleksji nad ofiarą głogowskich rycerzy, którzy złożyli ofiarę krwi pod Legnicą.Ilustracja z Legendy o świętej Jadwidze.
Ilustracja z Legendy o świętej Jadwidze.
1479. 4.04., od dziś, czyli jak zapisał Rocznikarz:
„od dnia świętego Ambrożego nie było deszczu, który by należycie spłukał kurz, ale czasami zdarzała się burza … wyschła także większość trawy na łąkach i było bardzo mało siana. Wyschły wszystkie ogrody, strąki zepsuły się na polach i w całym kraju w ogóle nie było grochu. Nacie na roślinach całkiem uschły i nie było w ogóle kapusty … Nie można było orać ani uprawiać pól /…/”.
Susza spowodowała niski stan wód w Odrze i Baryczy. Taki poziom wystąpił po raz pierwszy od stu lat. Poginęły ryby. Nie działały młyny…, wybuchały liczne pożary, których nie można było ugasić.
1480. 6.04., już ponad dwadzieścia dni trwało oblężenie głogowskiego zamku przez wojska Jana II, zwanego Szalonym. Oblężenie wspomagały działa sprowadzone z okolicznych miast, m.in. ze Szprotawy. Z Kożuchowa przyciągnięto machinę, którą jednak obrońcom udało się jeszcze w marcu unieszkodliwić. Naprawa trwała do dziś – do czwartku po Wielkanocy. Rozpoczęła się więc zaraz kanonada szczególna – książę Jan (oczywiście przez swoich żołnierzy, których jeszcze nie można nazwać kanonierami) „…wystrzelił z niej w kierunku zamku 219 pocisków. Między tymi pociskami strzelał pojemnikami, w których były psy, koty, poćwiartowane i gnijące konie, odchodami, co było nieludzkie”.
Wznmianka z Kroniki głogowskiej Borgeniego lapidarnie, ale dosadnie oddaje charakter i możliwość wykorzystania niekonwencjonalnej amunicji. Wręcz broni biologicznej, która miała wpływ na osłabienie ducha wśród obrońców. Ostrzał ten prowadzony był od 6 kwietnia do zakończenia oblężenia, czyli do końca kwietnia.
1484. 11.04., do odradzającego się miasta nad Odrą przybył magnat węgierski Mikołaj Bánfi, nadżupan Preszburga (Bratysławy), bliski współpracownik króla Macieja Korwina. Ale pobyt miał całkiem prywatny charakter. Madziarski dostojnik od dwóch tygodni był bowiem zięciem księcia Jana II, zwanego powszechnie Okrutnym lub Szalonym. Aktywnie uczestniczy w walce o sukcesję głogowską. Obok działań zbrojnych działa też politycznie. Małżeństwo najstarszej Małgorzaty ma go zbliżyć do królewskiego dworu. Córka pokazuje mężowi włości a niebawem na zawsze wyjedzie na Węgry.
1920. 1920. 04., Głogów otrzymał prawa miasta wydzielonego, czyli stał się powiatem grodzkim. Na jego czele stał nadburmistrz, którym był od roku 1901 dr Friedrich Soetbeer (zmarł w 1922 r.). Przeprowadził miasto przez lata wojny i powojennego kryzysu. Właśnie dwa tygodnie wcześniej również w Głogowie wybuchł robotniczy strajk przeciwko puczowi Kappa. Doszło do starć prawicowych oddziałów zbrojnych ze strajkującymi. Klęska zamachu w Niemczech i w mieście doprowadziła do uspokojenia sytuacji.
W 1920 roku miasto liczyło ok. 25 000 mieszkańców, a powierzchnia 8,28 km2 czyli 828 hektarów (w 2010 r. ok. 67.000 i 35,1 km²).
Powiat grodzki utrzymał się do końca II wojny światowej. W maju 1945 roku burmistrz Eugeniusz Hoinka, powołując się na przedwojenną organizację administracji na tych terenach, na drzwiach powiesił wizytówkę – Prezydent miasta.
Dr Friedrich Soetbeer, nadburmistrz Głogowa w latach 1901 – 1922.
1955. 29.04., w Głogowskiej Stoczni Rzecznej odbywa się przekazanie armatorowi, czyli Żegludze na Odrze, prototypu nowego holownika. Jednostka typu HM 300 zaprojektowana została we Wrocławiu i skierowana do produkcji w Głogowie. Charakteryzowała się małymi gabarytami, lekkością konstrukcji, dużą mocą i małym zanurzeniem. Prototyp o numerze stoczniowym B1 otrzymał imię „JAROSŁAW”. Po próbach na Odrze i Wiśle przekazano go Bydgoskiej Żegludze na Wiśle. Tam zmieniono nazwę na „NOTEĆ”.
Wycinek z Gazety Zielonogórskiej 29.04.55, nr 164. s 3
1958. 16.04., Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Głogowie zajęło stanowisko w sprawie „ochrony konserwatorskiej” zrujnowanego śródmieścia. Należy pamiętać, że jeszcze stał kikut ratuszowej wieży, mury obwodowe świątyni protestanckiej, kościoła św. Stanisława czy św. Anny na Ostrowie: Fragment decyzji brzmiał tak:
„… w związku z dużymi wartościami kulturowymi tego obszaru oraz wysoką klasą historyczną części obiektów podjęło decyzję o ustanowieniu strefy ochrony konserwatorskiej w granicach umocnień nowożytnych wraz z okalającym zespołem starodrzewu parkowego jako elementami zabytkowego układu przestrzennego, a także rejonem dawnego Ostrowa Tumskiego. Od tej chwili wszelkie poczynania, które mogą mieć wpływ na zmianę sylwety miasta oraz zmiany w układzie przestrzennym krajobrazu w promieniu minimum 500 m od ustalonej granicy, podlegają ochronie prawa i muszą być uzgadniane z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków”.
Na zdjęciu z Kroniki KPMO widać ile zostało na Starym Mieście w 6 lat po podjęciu tej uchwały. Wyburzono (wysadzono) ruinę wieży ratuszowej, ruiny Kościoła ewangelickiego czy wreszcie nadającą się do odbudowy siedzibę Reichsbanku przy odbudowanej Poczcie głównej. Zdjęcie zrobiono z wiaduktu nad torami.
1975. 2.04., przy komplecie publiczności (w miękkich fotelach mogło zasiąść jednorazowo 505 osób) zainaugurowano działalność kina „Jubilat”. Kinomani i zwykli oglądacze filmów trafili wtedy do raju fabryki snów. Nowoczesne, obszerne i wygodne kino stworzyło doskonałe warunki. Do tej pory w poniemieckich salach ze starą aparaturą i spóźnionym repertuarem funkcjonowały kina: „Bolko”, „Bem” i „Cukrownik”.
W pierwszym dniu wyświetlono utwór o nazwie „Zwycięstwo”. Była to składanka dwóch filmów wojennych: „Kierunek Berlin” oraz „Ostatnie dni” Jerzego Passendorfera. I poszło … poszło… Premiery i wspomnienia. Koncerty i wydarzenia. Bywalcy wspominają energicznego Janusza Białęckiego, kierownika Zespołu Kin. Pełna sala na wielu seansach. A potem nastał nowy czas. Kino przeszło do historii 31 maja 2018. Ostatnim filmem puszczonym była „Tully” w reżyserii Jasona Reitmana. Wbrew fejsbukowym westchnieniom i okrzykom – zgroza – na sali było niewiele osób.
Kino „Jubilat” na widokówce.
1979, w kwietniu, przystąpiono do rozruchu technologicznego Fabryki Domów zlokalizowanej przy ul. Północnej. Oczekiwana była bardzo, bo dotychczas Głogowskie Przedsiębiorstwo Budowlane, wznoszące nowe osiedla, sprowadzało płyty i bloki spoza miasta. Używało czterech systemów wielkopłytowych wylewanych w: Nowogrodzie Bobrzańskim (W-70), Lubinie (WWP) i Ścinawie (WK-70). Z Wrocławia sprowadzano elementy wielkoblokowe.
Jako pierwsze w nowej fabryce miały rozpocząć produkcję ciągi bateryjne prefabrykatów ściennych i stropowych. Wytwórnia miała opierać się na systemie WK 70. Fabryka planowała wytwarzać elementy dla budowy ok. 6000 izb mieszkalnych rocznie o pow. ok. 90 tys. metrów kwadratowych.
Największe kłopoty stanowić miały płyty elewacyjne. Ściany elewacyjne technologicznie były trudne do masowej produkcji. Urządzenia do formowania elementów ściennych były tak skonstruowane, że faktura zewnętrzna pochodziła z dna formy. Umożliwiało to układanie faktury przed wylaniem formy, ale było to bardzo pracochłonne. Fabryka nie rozwiązywała jednak wszystkich problemów miejscowych budowniczych. Nie wytwarzano tu np. bloków konstrukcyjnych dla obiektów usługowych. Wznoszenie infrastruktury było bolączką rozwijającego się miasta. Trudno mówić o zrównoważonym rozwoju, kiedy brakowało miejsc w szkołach, przedszkolach, przychodniach. Choć planowa budowa punktów handlowych nie spowodowałaby, że wzrosłoby w nich zaopatrzenie w towary.
Fabryka produkowała do początku lat 90. XX wieku. Z jej wyrobów powstały głogowskie osiedla, bloki w Polkowicach i Chocianowie.
Jeden z czytelników Wehikułu czasu skomentował tak:
„Pracowałem na tej inwestycji w sekcji zaopatrzenia. Była to nieudana inwestycja PRL. Kupiono projekt, którego zachód nie zrealizował tylko nam sprzedał papiery a państwo polskie w realiach sprawdzało sprawność. Każda fabryka domów, która była wybudowana w Polsce była inna. Nie było dwóch identycznych. Na każdej nowej budowie były wprowadzane zmiany, by uniknąć błędów poprzednich. Pamiętam, że w Głogowie już byla 9 wersja tzw. ciągu betonu CT9, który projektował dla nas i realizował ZREMB Tychy”.
Po zakończeniu eksploatacji, zdewastowana straszy do dziś. Fabryki już nie ma. Jej produkty trzymają się mocno (w styropianie i bez).
Zdjęcie z codziennej Gazety Robotniczej z marca 1979 r. (Fot. Tadeusz Szwed).
2010. 10.04., w sobotę, o godzinie 8:41 w trakcie podchodzenia do lądowania na lotnisku pod Smoleńskiem doszło do katastrofy polskiego samolotu wojskowego na pokładzie z 96 osobami państwowej delegacji, która miała uczestniczyć w uroczystościach katyńskich. Wszyscy zginęli.
Tragedia smoleńska tkwi w każdym wrażliwym obserwatorze codzienności. W Głogowie pamięć o ofiarach uczczono już w pierwszych dniach po tragedii wielką modlitwą na Rynku. Prezydent nadał sali balkonowej w Ratuszu imię Marii i Lecha Kaczyńskich. Skromny wymiar nosi pomnik z tablicą z nazwiskami na Starym Mieście u wejścia w alejkę dębów kolumnowych posadzonych dla Pamięci Ofiar Katynia, których rodziny zamieszkały po wojnie na Ziemi Głogowskiej.
Na skwerze ks. Z. Kutzana znajduje się pomnik poświęcony ofiarom zbrodni katyńskiej i katastrofy smoleńskiej. Projektował go głogowski architekt Dariusz Wojtowicz.
Kilkoro wybitnych Polaków, którzy znaleźli się w tym samolocie, miało z naszym miastem pewien związek lub w nim było.
Prezydent Rzeczpospolitej, prof. Lech Kaczyński miał miasto odwiedzić we wrześniu tego roku, przygotowywał wizytę Prezydenta RP Paweł Wypych, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta.
Anna Walentynowicz, ikona Solidarności, gościła w Głogowie na zaproszenie Klubu Gazety Polskiej, informował Jan Zubowski, ówczesny Prezydent Głogowa.
Piotr Nurowski, Prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego nigdy nie był w Głogowie. Planował jednak wizytę w tym roku, jak wspominał głogowskiej gazecie ks. Rafał Zendran, który był na pogrzebie przewodniczącego PKOl w Warszawie: „Często mówił, że chce odwiedzić kolegiatę. Mieliśmy się spotkać za kilka dni na rodzinnym chrzcie i wtedy mieliśmy umówić się na wizytę w Głogowie. Nie stanie się już to, dlatego też jestem dziś w Warszawie. Po pierwsze z poczucia obowiązku, ale chyba bardziej ze względu na więź, która się wytworzyła … Z Piotrem Nurowskim poznałem się na ślubie pewnej głogowianki, która wychodziła za jego krewnego. Swego czasu Piotr zaprosił mnie do siebie i obiecał pomóc w zdobyciu środków na odbudowę kolegiaty. Przez krąg swoich znajomych i swoje możliwości przysłużył się do zdobycia 500 tysięcy złotych na dokumentację techniczną. To pozostało w mojej pamięci” – wspominał kanonik Rafał.
Jerzy Szmajdziński, wicemarszałek Sejmu i wiceprzewodniczący SLD, poseł wybierany w tym okręgu wyborczym często bywał w Głogowie. „Już nie przyjedzie na mecz piłki ręcznej, nie będzie na motocrossie i nie usiądzie w biurze poselskim – Był u nas stałym bywalcem” – wspominają go głogowianie.
Cztery lata później 26 kwietnia 2014 r., z inicjatywy Oddziału Powiatowego Związku Weteranów i Rezerwistów Wojska Polskiego w Głogowie oraz z pomocą władz powiatu i miasta, doszło do upamiętnienia jego osoby. W obecności kompanii honorowej 4 Głogowskiego Batalionu Inżynieryjnego, Orkiestry Górniczej z Zakładów Górniczych w Sieroszowicach, posłanka Małgorzata Sekuła–Szmajdzińska, ppłk Adam Kliszka, dowódca 4 BRInż oraz st. chor. rez. Jerzy Nagoda, przewodniczący oddziału Związku, dokonali odsłonięcia tablicy pamiątkowej. I od tego momentu corocznie pod tą tablicą spotykają się głogowscy przyjaciele i znajomi b. Ministra Obrony Narodowej. W tym roku niestety będzie inaczej.
Posłanka Małgorzata Sekuła–Szmajdzińska, ppłk Adam Kliszka, dowódca 4 BRInż oraz st. chor. rez. Jerzy Nagoda w chwilę po odsłonięciu tablicy na wojskowym budynku przy ul. Wojska Polskiego (fot. Marek Świątek)